czwartek, 31 grudnia 2009

Aniele Stróżu - Dziekuję . Małym skrzydełkom też .


Zimno, biało dookoła, ale musiałem się z Wami zobaczyć, żeby podziękować.
Szczególnie, za ten jeden raz, wieczorem nad lasem w przecince na tracie z Bytowa.
Za to, że gałęzie nie były zbyt drapieżne, płot schylił się w ciemnościach, pień odsunął się trochę na bok a do ziemi z drzewa było tylko ze dwa metry.
I dziękuję jeszcze za ten mech tam na dole. I za grzyby następnego dnia.
I za rozmowę przez telefon wtedy.
I dziękuję jeszcze za kilka innych drobnych rzeczy latających, których nie zamierzam ujawniać.

W powietrzu dzisiaj spokojnie - taka cisza przed sylwestrową burzą.
Kilku rybaków na kruchej tafli jeziora i stado gołębi zabłąkanych gdzieś między polami.
Jutro latanie noworoczne. Może w Gdyni, może gdziekolwiek. Byle lecieć.
Szczęśliwego Nowego Roku. Wszystkim i wszędzie.
Niech Anioły Stróże będą z Wami.

środa, 30 grudnia 2009

Na froncie. Przed dokładniej



No nareszcie coś się zadziało, bo już tak trochę po emerycku się latało.
Równo, prosto, najwyżej zimno i to wszystkie atrakcje - jak dotąd.
Aż tu dzisiaj PUK. Słońce świeci, wiaterek 4 m/s, biało dookoła istny zimowy raj.
Skończył się niestety 100 m nad ziemią. Jazda jakby na latającym dywanie po wydmach (widziałem kiedyś coś takiego w filmie Bolek i Lolek.
W skrócie rzecz ujmując RZUCAWKA. Na początku podjąłem walkę z lekko wstawionym Eolem, ale kiedy przy odpuszczonych trymerach GPS pokazywał 6 km/h do przodu, poddałem się w pierwszej rundzie. W tył zwrot i w dół. Ale nie żeby lądować. Poniżej 100 m powietrze się uspokoiło więc pograłem chwilę w wyścigi ze stadem saren, wymieniłem pozdrowienia swietlno-rekomachające z kierowcą TIR-a i tyle. Ziemia.
Nie było sensu, tym bardziej, że czarny front chmur, sprawca rzucawki zbliżał się niczym lokomotywa na filmie braci Lumiere.
Z lekkim więc niedoloto-niedosytem udałem się na stację w celu zakupu wina hiszpańskiego, które mam nadzieję, wzburzy krew i przywoła ciepełko Andaluzji.
No to bum !!!!!!

niedziela, 27 grudnia 2009

Też o lataniu, innym, do dna.......


Million Dollar Hotel.
Oglądałem ten film w Warszawie, niedawno jeszcze raz.
Pokręcony i wzruszający, przerażający.
Wysysający jak najdalszy lot.
Mila Jovovich, Mel Gibson, Bono producent i współautor muzyki.
Nie wiedziałem, że słowa do tej piosenki napisał Salman Rushdie. Dopiero teraz widzę, że starszy pan w oknie to ON !!!!
A kiedy mrok był już nie do zniesienia, film kończyła scena na dachu wieżowca.
Bez happy end'u.
To najlepsza fabularna scena "startu" jaką znam.
Fantastyczny ten moment zawahania TOM TOMa podczas rozbiegu.
A jego lot to chyba kwintesencja wolności i zrzucenia wszystkiego co trzyma człowieka na ziemi.
Miało być o lataniu ? Wszystko jest lataniem !!!
Nawet ziemia pod jej stopami (Ground beneath her feet)
Proszę.

Ciepło-zimno. Dwa światy. Pod i nad inwersją.


Pierwszy świat zimny, mglisty i szary. Mniej więcej do 400 npm.
Potem nagle, jakieś 50 m wyżej otworzyły się jakby drzwi do pieca. Na oko z 5 stopni więcej, słońce, błękit - nie chce się wracać. Tylko latać w te i z powrotem, chować się i grać w berka z malutkimi skrzydełkami.
Z wiatrem, pod wiatr, nad jeziorem, nad lasem tak samo jak czasem pijane od lata wróble.
A Ziemia taka bezkolorowa, zadymiona porozjeżdżana i pocięta koleinami lub obsypana trędowatymi osiedlami.
Na koniec chwilka pod choinkami aby odpocząć i napatrzeć się w zachodzące słońce.
No i wyszło 25 km - szczegóły tutaj:
http://paramotors.xcontest.org/world/en/flights/detail:apa/27.12.2009/12:50

czwartek, 24 grudnia 2009

Chodźmy polatać !!!!

No dobrze, przecież wiem że masz tam cieplej, i kolorowo bardziej i słoneczniej i przyjemniej pod każdym względem. I wiem, że może Ci się nie chce.
Ale bardzo Cię proszę.
Ubierz coś ciepłego na skrzydełka, owiń szyję szalikiem i koniecznie weź czapkę.
Obiecuję, że nie będzie długo i daleko.
Tak chwilkę nad jeziorem.
Połamiemy się opłatkiem a potem każde w swoją stronę.
Ty, tam gdzie skrzydełkom będzie przytulniej, ja tam, gdzie bardziej biało.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Z Wiesławem na Wisłą


Jako że w celu odświeżenia spojrzenia i za namową udałem się w okolice Grudziądza.
Tamże po wykonaniu kilku dramatycznie pięknych przelotów na wysokości źdźbeł ozimej pszenicy odezwał się we mnie gen podróżnika i zapodałem kierunek naprzód.
W powietrzu, odpuściwszy sterówki dokonałem pośpiesznego wytyczenia trójkąta, który zdecydowanie urozmaicił doznania.
Pierwej więc wzdłuż matek polskich rzek Wisły, do miasta Nowe. Dalej w kierunku autostrady A1, która to wbrew oczekiwaniom niejakiego Tuska, nie wydłużyła się od ponad dwóch lat ani o milimetr, mimo wysokiej latem temperatury. I z powrotem ku lądowisku pomiędzy drzewy wierzb płaczących preludiami Chopina a szklarniami nie płaczącymi niczym za to dymiącymi CO2, przez co dramatycznie ponoć wpływającymi na los grenlandzkich i arktycznych ścierwojadów pierzastych i futrzastych.
Na koniec, standardowe jak na tą porę roku odmrażanie wszystkiego (tego też !!!) i po zawodach.

sobota, 12 grudnia 2009

Nie wierzyć fizyce klasycznej !!!!!


Po dzisiejszym locie, gdybym był ze 20 lat młodszy, pewnie zacząłbym studia nad fizyką klasyczną aby obalić jej dogmaty (ciekawe czy u Einsteina też się tak zaczęło).
Ale nie jestem, więc wyłożę tylko swoje wątpliwości:

1. Dlaczego człowiek (w powietrzu) marznie w ciągu 5-10 min a po wylądowaniu, rozgrzewać się do stanu poprzedniego musi przez godzinę i to w wannie z gorącą wodą ??

2. Dlaczego, kiedy człowiek jest zmarznięty na kość, wydłuża się odległość i czas osiągnięcia założonego celu lotu ??

3. Dlaczego mimo spadku temperatury ciała poniżej 35 stopni, po wylądowaniu mam mokre plecy ??

4. Dlaczego podczas lotu w temperaturze poniżej 0 stopni zapominam słów ulubionych piosenek ??

5. Dlaczego, gdy wkładam z zimna obie ręce pod tyłek, prawa rozgrzewa się szybciej ??

6. Dlaczego, kiedy nie mogę z zimna już ruszyć niczym, nawet migdałkami w gardle, opadanie układu pilot-skrzydło zmniejsza się prawie do zera ??

Nic tu nie pasuje do ogólnie przyjętych teorii. Dlaszszszszszeho ???
Jutro sprawdzę powtarzalność moich obserwacji u Wiesia pod Grudziądzem. O !!!

If I have to fly away*- Pamięci Wojtka w pierwszą rocznicę jego najdłuższego lotu.



Lyrics to If I Have Fly Away :
And if I have to FLY AWAY*, will you remember me?
Will you find someone else, while I'm HIGH ABOVE*?
There's nothing for me, in this world full of strangers
It's all someone else's idea
I don't belong here, and you can't go with me
You'll only slow me down

Until I send for you, don't wear your hair that way
If you cannot be true, I'll understand
Tell all the others, you'll hold in your arms
That I said I'd come back for you
I'll leave my jacket to keep you warm
That's all that I can do

And if I have to FLY AWAY*, will you remember me?
Will you find someone else, while I'm HIGH
ABOVE*
?

Miało być o lataniu, więc trochę zmieniłem tekst:-))
Wierzę, że gdyby Tom umiał latać, zrobiłby to właśnie tak.
Sorry Tom, You knew that I had to.......

czwartek, 10 grudnia 2009

Wczesnozimolatanie



Zimy nie widać, więc postanowiłem jej poszukać w powietrzu.
Latanie zimowe różni się od latania letniego.
Latem, jak się lata to się śpiewa, żeby nie być gorszym od pierzastych.
A jeśli za punkt odniesienia wziąć wronę, srokę lub nawet bociana, to wychodzi na to, że jestem Pavarotti przestworzy.
Zimą jest inaczej. Zimą w powietrzu się krzyczy, z zimna dokładniej.
A ponieważ pierzastych jakby mniej więc i tak reszta ścierwojadów bierze mój krzyk za śpiew.
No i znowu jestem Pavarotti, tym razem do kwadratu. Tak czy owak ingennium.
36 kilometrów. Byle latać !!!!!!

czwartek, 3 grudnia 2009

Wspomnienia z wypadu do Hiszpanii



Trochę czasu minęło od powrotu, ale w końcu udało się uporządkować materiał i coś tam sklecić.
Takie moje osobiste inspiracje i wspomnienia.
Wracam tam tak szybko jak tylko się da.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Raz nad ziemią a raz pod. A co.......


Zachciało się zimowej archeologii to mam.
Wykopaliska w Tucholi. Średniowieczne miasto odkrywa swoje tajemnice, których nawet z lotu ptaka nie uświadczysz. Wielki, głeboki na 3,4 m piec do wypalania cegieł a w nim krzyżacki miecz, topór, siekiera, chełm (?) i kupa innego żelastwa. A do tego błoto, zimno przeszywające każdy kawałek kości, deszcz, kibice i ich nieskończone opowieści jak to chcieli zostać archeologami, i że to to tam w rogu to na pewno ślad po starym grodzie.
Coraz głębiej zimniej i ciekawiej.
I ciągle patrzę w niebo a ono jak kapryśna panna, nic tylko sypie chmurnymi perłami, strzegąc dostępu.
Hiszpanio ogrzej !!!! Wysusz !!!
Już niedługo.

środa, 4 listopada 2009

A bo co ja wiem o Hiszpani ????

Znam Viki, Christine i Barcelone,
Wiem, że Hemingway został tam sowieckim agentem
Że nie wolno używać w dokumentach nazw mąż/żona ojciec/matka
Tylko partner A i B
Podobno niedługo będzie można nawet wyjść za banana albo za kubek po jogurcie
Znam Gaudiego, Picassiego(-:))), Corride i Pampelune,
No i Penelope Cruz, chociaż ona podobno o mnie nie słyszała.
Hiszpańska mucha (ups !!!!)
Spanish guitar Garry Moore'a
Grypa hiszpanka
Hiszpanka, która ukradła Rafała.
Flamenco.
Mało.
Trzeba jechać i polatać.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Vae misero mihi ................................



Niedawno żona kolegi, gdy w trzaskającym mrozie pakował się do latania stwierdziła mniej więcej tyle, "Że to już nie hobby, to choroba".
I coś w tym jest.
Tylko co ? Regresywny ptasi gen ? Ptasia grypa a może ptasia jasna cholera ?
E tam, nie ważne co. Byle latać.

Śpiewanie o sfilcowaniu myślenie o przemijaniu



Tempus non pennis non status
a w dodatku
panta rhei
więc mówisz sobie stale, że
Calvitium non est vitium, sed prudentiae indicium
ale co tam
Semper in altum !!!!!!
I wszystko się zgadza Panie Lubomski oprócz:
- skakania głową w przód
- latania, fruwania w dal
- spadania noszenia
- latania, sięgania chmur
Więc płyń Pan, szukaj portu snów, lataj do stron gdzie rosną skrzydła zamiast rąk.
Pomogę. W lataniu jasne że.

Jazzolatanie harmoniczne



Czasami ma się w sercu takie rzeczy, że nawet pod chmurami śmiałości człowiek nie ma i odwagi, żeby się wykrzyczeć.
Na szczęście Lubomski jest.

czwartek, 29 października 2009

Tłok w niebie


Jeszcze nas tam potrzeba !!!
Z naszą pyszną potrzebą zdobywania i udowadniania najbardziej wszystkiego.
Z fałszywą dumą bycia odważnym i niedoścignionym.
Z naszymi podniebnymi spowiedziami i rachunkami sumienia
Gdy wydaje się, że nikt nie słyszy.

A tam łopot skrzydeł prawdziwych aniołów
Lamentów dusz, bąbelków istnień
mniej lub bardziej nieskończonych.

I kiedy chmury tak cienkie
Że widać przez ich kartkę całą nieskończoność
Lecę niezmiennie
Żeby się spotkać z Tobą

I zawsze mówimy to samo:
Aniele Stróżu Mój ty zawsze przy nas stój.....

niedziela, 18 października 2009

Nie wiem, czu mu wybaczyła ....?????



Ptaki, te które zostają u nas na zimę, powoli robią zakupy w obuwniczych.
Więcej będzie niedługo chodzenia niż latania.
Wyjątkiem od reguły jest bocian, którego dwa dni temu widziałem pod Kościerzyną.
Pewnie nienormalny albo artystyczna, nieokiełznana dusza.
I kiedy już wszystko zaczynało być nudne i szare i mokre i nijakie, przyszła wiadomość od Armina z Niemiec.
Bo powszechnie przecież wiadomo, że Niemcy to naród wesoły,bawić się lubi a i kreatywny do bólu :-))) Tam gdzie choćby jeden Niemiec tam zaraz impreza i w ogóle wesoło :-)))))))
Więc kolega Armin, znudzony takim zwykłym, normalnym lataniem, postanowił zakończyć sezon letni dość spektakularnie.
Nie wiem, co nabroił, nie wiem w dodatku czy to o kobietę chodzi, bo Oni, w przeciwieństwie do Nas bardziej nowocześni. W każdym bądź razie Armin wziął i przy pomocy GPSu wylatał dla Kogoś wiadomość na zdjęciu powyżej.
Plan był jeszcze ambitniejszy, ale zabrakło dnia.

poniedziałek, 21 września 2009

Anioł poszedł spać, leśny diabeł sie zlitował. Żyję !!!!

Nie chce mi się o tym gadać. Nie chce mi się o tym pisać. Więc krótko.
Po 150 km, nagle, nad lasem zgasł silnik. Wysokość 150 m. Około 10-15 sekund na decyzję: Chce mi się żyć, czy umieram ????
Leciałem nad przecinką. Sekwencja ruchów, które wykonałem świadczyły, że wybrałem to pierwsze:
1. Nie zaciągam trymerów żeby skrzydło było twardsze i przeszło przez korony drzew.
2. Wkładam szybko w zęby rękawiczkę by chroniła przed wybiciem
3. Nie hamuje skrzydła
I co czuję ???
Trzask, chrobotanie, w końcu szarpnięcie jedno, drugie, lecę pyskiem na pień, owijam się wokół niego, dyndam przez sekundę, spadam na bok na pusty dodatkowy zbiornik na miękkie poszycie - wiem, że żyję, ani zadrapania. Nic. Kompletnie nic.
Końcówka skrzydła dynda 3-4 m nade mną, na gałęzi.
Uff !! Za dwa dni do Chorwacji na rejs. Będzie czas by się odnowić.

sobota, 22 sierpnia 2009

Czasami nie jest tak jak by się chciało (tł.ang.- SHIT HAPPENS)

Miało być tak pięknie. Kolejne 150 km w trójkącie i kolejne punkty do klasyfikacji:
http://paramotors.xcontest.org/world/pl/klasyfikacja-otwarta/

Prognozy: Poogodynka, Windguru, ICM były jednomyślne. Wiatr SE do 4 m/s z tendencją do osłabiania. No więc nic tylko leeecieć.
Zaplanowałem trójkąt Chojnice-Olpuch-okolice Bytowa-Chojnice. Lot zgłoszony do FIS, (zgoda na wlot w TMA-C GD poniżej 400m) i tutaj było pierwsze małe O !!!. Panowie ostrzegają, że przed Kołobrzegiem od zachodu zbliża się burza. Kołobrzeg ??? Daleeeko pomyślałem.
No więc sprzęt, picie i fruuuuu !!!!!
Pierwsze 50 km absolutnie zgodnie z planem. Z lekkim skosem, prędkość ponad 50 km na godzinę. Termika troszkę jeszcze porzucała nad lasami było więc czym się nie nudzić.
Na lotnisku w Borsku parkowała awionetka. Pewnie chłopaki zaszli na "paliwo". Zrobiłem nad nią małe kółeczko aby przekazać "szacun" prawdziwym pilotom i dalej wio.
Lecąc cały czas na NE dotarłem do pierwszego punktu zwrotnego. Zrobiłem zwrot w kierunku NW i.......struchlałem. Od strony, którą do tej pory miałem za lewym ramieniem, poza zasięgiem wzroku, sunęła wielka, czarna kupa. Majaczyła w oddali, wisiała jakby za chwilę tam właśnie miało zawalić się niebo. Zdążę pomyślałem, tym bardziej, że w powietrzu jeszcze nic się nie działo. Leciałem w miarę spokojnie jeszcze jakieś 10 km. I wtedy zaczęło się. Najpierw wpadłem w coś co sprawiało wrażenie jakby zaparowały okulary. Przetarłem ale nic nie pomogło. Zdjąłem...no nie.
Byłem w jakiejś pieprzonej mgle, krajobraz pode mną zmlekowiał i dopiero wtedy dotarło do mnie, że spadła też temperatura. Prawie w tym samym momencie łup i lecę w dół. Tak jakby urwało się skrzydło. Dodaję gazu-lecę w dół. Patrzę na wario - duszenie 3,8 m/s, korony drzew już prawie pieszczą mi tyłek... gaz do dechy, zaciągam trymery i powoli 0,5..0,7...ufffff. Wyszło. Tylko dlaczego lecę tak wolno ???? Ledwo 20 km na godzinę !!!! Teraz doceniam mój napęd. SKY 100. Zapas mocy jest jak lina rzucona tonącemu.
Ledwo 20 km na godzinę !!!! Miało być teraz z wiatrem !!!!!
Robię kółko żeby sprawdzić. No i wychodzi jak w pysk, że lecę pod wiatr NW czyli absolutnie i bezapelacyjnie niezgodnie z tym co pokazywały prognozy.
Mam niezły klops. Paliwa w baku dramatycznie ubywa, bo wyliczone było na zupełnie inne warunki. Gaz decha, trymery raz plus raz minus-próbuję znaleźć optymalne ustawienie, speed przód - tył, kontrola skrzydła i poziomu paliwa.
No tak kurwa mać !!!!
Rozumiem teraz do bólu jedno z moich ulubionych powiedzeń Toma Waitsa:
JESTEM ZAJĘTY BARDZIEJ NIŻ JEDNORĘKI BASISTA.
I jakby tego wszystkiego było mało, skrzydło zazdrosne, że nie poświęcam mu tyle uwago co innym, postanowiło zawalczyć.
Lot zamienia się w rodeo. Skręca mnie, zaczynam robić kółka, półkola, elipsy i diabeł wie co jeszcze. Nie mogę tylko jednego - lecieć na wprost. Wysokość jakieś 200 metrów nad grunt, rzut oka w dół i......szok. Ponieważ lecę nad nieskończonym dywanem lasów, co widzę ???? Korony drzew, wszystkie jak jeden mąż........stoją w majestatycznym bezruchu, no może od czasu do czasu zalotnie pomachają czubkami.
Nie wierzyłem własnym oczom, i gdyby nie ogólne zasady bezpieczeństwa lotów, chyba bym się napił czegoś mocniejszego z wrażenia.
GPS pokazuje, że na bieżącej wysokości, przy prędkości ok. 20 km /h do domu zostało grubo ponad godzinę. W baku trochę ponad 2l paliwa czyli za mało.
Dobra więc. Nie pozostało nic innego jak zrobić to czego nie lubię najbardziej, czyli lecieć korytarzem powietrzny zajętym tradycyjnie przez komary i muchy lub niedorozwinięte bociany lub żurawie. Na wysokości 70-80 m wszystko ucichło.
Prędkość na odpuszczonych trymerach i speedzie 65-70 km/h. Odległość i czas do celu na przyrządach błyskawicznie maleje i zaczynam wierzyć, że się uda.
Cały czas jednak, gdy próbuję się wznieść, wyraźnie, gdzieś na wysokości 100 -130 m czuję na skrzydle granicę między dwoma warstwami powietrza. Mam więc uczucie jakbym leciał pod jakimś wielkim, nieskończonym, turbulentnym sufitem.
Powoli, zbyt powoli jak po takich przeżyciach, zaczynam przed sobą rozpoznawać znajome elementy terenu. I teraz już wiem, że się uda. Gdy ląduję, w baku mam paliwa mniej niż 0,5 litra. Ufffff !!!!
Dzisiaj rano (dzień po) gdy się obudziłem nie mogłem się ruszyć. Wszystko mnie bolało. Ostatnio czułem się tak parę lat temu po dachowaniu samochodem. Myślę sobie, że chyba już nie tylko zwieracze miałem zaciśnięte do bólu :-)))
Ale cóż. Bywa i tak.

P.S. Specjalne podziękowania dla mojego Anioła Stróża, którego mimo rozpoczynającego się weekendu, Najwyższy Kontroler Lotów wezwał w trybie alarmowym a ten bez szemrania stawił się na stanowisku. I jak zwykle spisał się na medal !!!!!

sobota, 15 sierpnia 2009

środa, 12 sierpnia 2009

Dostałem lotnisko w prezencie !!!!!!



Mój Anioł Stróż, jedyna Osoba, która wie, że zawsze chcę dobrze ale nigdy mi nie wychodzi, postanowił działać. Znudził się, że ciągle wywoływali go z kina albo knajpy, bo ja akurat chciałem startować, A on wie, że się wtedy jego Palec bardzo
przydaje.
Ileż to razy musiał zaspany lub zamyślony włączać się do akcji, gdy odpalałem z różnych dziwnych miejsc.
A to nie dokoszonych łąk a to zakrzaczonych polan a to zaoranych pól.
No i.....dał mi w prezencie lotnisko.
Pogadał z Marianem (latającym właścicielem stacji benzynowej), namówił Romka Lotniarza by się za mną wstawił, no i MAM !!!!!
Lotnisko MAM. Piękne, twarde, równiutkie, zielone, pachnące, z rękawem na wieży.
Mmmmmmmmmmmmmmmmm !!!!!
I w dodatku z "zapleczem paliwowym". Więc gdy kiedyś, w drodze do mojego Anioła, zabraknie paliwa, wszystko będzie na wyciągnięcie ręki. Albo gdy na przykład będę się chciał z nim normalnie po męsku napić, to mamy karczmę. O !

środa, 5 sierpnia 2009

Tyłkiem po krzakach - ale zawsze !!!!!


Są orły, sępy, żurawie, bociany i setki innych stworzeń fruwających gdzieś na granicy nieba i Nieba. Mnie się też czasem udaje posmakować cukrowej waty z fabryki
Anioła Stróża. I nawet czasami udaje się zajrzeć przez uchylone drzwi do Nieskończonego Magazynu Dusz. Tylko, że to nie cała prawda o lataniu.
Bo są też gile, wróble, sikorki, kosy i kury są i kaczki (te domowe)i gęsi (te podwórkowe). One też latają !!!! Krócej co prawda i niżej, gdzieś na wysokości kupy pokrzyw - ale zawsze !!!!!
Wyobrażam sobie z jaką zazdrością patrzy na nie na przykład kret albo dżdżownica. Jak bardzo muszą zazdrościć.
Wczoraj w Chłapowie, nie dłużej niż przez godzinę zasmakowałem właśnie takiego kurzo-kaczko-gęśnego latania. Nie wyżej niż 120 m w porywie nad start, szurając tyłkiem po brzozie alfa i innych mniejszych odrostach. za to z wyraźnym zachwytem i podziwem (sic!) rozrumienionych słońcem plażowiczek i plażowiczów. (Zachwyt tych drugich zresztą z powodu mojego ortodoksyjnego heteroseksualizmu cieszył mnie mniej).
Krótko, nisko - ale zawsze !!!!!!!

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Da się


Latać trzeba, bo jak się nie lata to się człowiek mniej śmieje i mniej śpiewa.
Podobno ci, którzy latają, rozumieją dlaczego ptaki śpiewają.
Pięta "odpuchła", kostka ma już kolor piasku a nie błota.
No. Taką okazję trzeba było uczcić czymś wyjątkowym. I udało się. Pierwszy lot ponad 100 km w trójkącie. Dokładniej 136 km.
Takie latanie jest trochę inne. Więcej przygotowań do prawie 4 godzinnego fruwania.
W powietrzu też inaczej. Dłużej, ciężej i nogoboleśniej.
Rozumiem teraz bardziej bociany i ich wielotygodniowe próby przed przefruwem do Afryki.
Czapka z głowy panowie Czerwone Dzioby !!!!!!!!!!
Na nowej łączce z której startowałem (30 kroków i fruuuuu)czekał na mnie za wycieraczką list od właściciela trawy. "To jest teren prywatny nie lotnisko". Hm..... Polska.

niedziela, 5 lipca 2009

Kara Boska

Tym razem anioł stróż poszedł spać a w zasadzie to ja go wygoniłem na chwilkę.
Wygoniłem, bo złamałem zasadę, że lata się tylko dla przyjemności.
Kolega zadzwonił, żebym mu pomógł no i zgodziłem się. I chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, żeby sobie odpuścić (nie mówiąc już o tym natrętnym, wewnętrznym głosie)to nie posłuchałem.
Efekt ? Morda w zbożu, zbita pięta, skręcona kostka i przerwa przynajmniej na tydzień lub dwa.
I żeby było jasne - ja byłem o.k., skrzydło o.k., napęd o.k. tylko "kupa", którą miałem ku radości jakichś tam debili ciągnąć za sobą była do niczego.
No to teraz auuuuuuuuuuuuu.

piątek, 3 lipca 2009

Miedzy burzami


W drodze powrotnej wczoraj z Gdanska, już coś mi nie pasowało z prognozami. Sprawdzilem na ICM, Windguru, Sat24 - nagle nad Chojnicami zrobiła się wielka błekitna dziura. Dawaj więc graty do samochodu i na Komarzą Łąkę. Na horyzoncie majaczyło kilka Cb, wydawały się jednak pożerać Bydgoszcz. Była więc szansa, że mnie nie zauważą.
No i wyszedł z tego całkiem fajny 76 km locik. Lądowanie po 22, prawie w ciemnościach, dobrze,że znam łąkę na pamięć. Gdyby nie kombinezon, komary zeżarłyby mnie do kości.

środa, 24 czerwca 2009


Tyle czasu marnujesz na ziemskie sprawy. Twoje rzeczy, twoje myśli - wszystko porozrzucane w życiu miedzy szerokościami i długościami. W dwóch wymiarach jest tylko bałagan, zamieszanie. W dwóch wymiarach wszyscy czegoś chcą. Abyś był dobry albo jeszcze lepszy, abyś robił rzeczy tylko wielkie albo jeszcze większe.
Między długościami i szerokościami wszystko pomierzone jest z dokładnością do milimetra: numer buta, obwód kołnierzyka. Nawet życie.
A latałeś kiedyś ??? A czułeś co się dzieje, gdy nagle nad głową wybucha trzeci wymiar i zabiera człowieka w chmury ???
Tam, gdzie największa góra zdaje się domkiem kreta, gdzie aniołowie kuszą zapachami byś się nie bał gdy skasują kiedyś Twój bilet.
Rozmawiasz ze sobą, modlisz się, śpiewasz i zachłystujesz się swoją najważniejszością.
Latasz z orłami, jastrzębiami, żurawiami lub wszystkim innym, dla czego dwuwymiar jest tylko przystankiem by połknąć robaka.
I czujesz, że czas spędzony tutaj to jest dopiero prawdziwe szczęście.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Cuda wianki

Noc Świętojańska - więc trzeba lecieć. Po powrocie ze Słowenii kilka godzin odpoczynku i fruuu - odpaliłem SKY'a i w górę serca !!!!!
Spokojny, prawie bezwietrzny lot nad lasami, jeziorami i rzekami. Za wcześnie było jeszcze na wianki ale zapachy upijały do nieprzytomności.
88 kilometrów przelotu i lądowanie o zmierzchu.
Pięknie, spokojnie, sam na sam z wschodzącą Nocą Świętojańską. Niech się święci !!!!!

Flight detail : Andrzej Pankowski - 20.6.2009 - FT - 86.08 km :: PGweb - paragliding live!

Słowenia, Jezioro Bohinj i wielka winna afera....



Słowenia jest jak zakonnica. Duchowo i fizycznie czysta, do bólu przewidywalna, uprzejma i tylko gdzieś w zakamarkach najbardziej ukrytych drzemią drobne pokłady szaleństwa. Na przykład w uśmiechu Ruka albo w bezradnym uśmieszku kierowcy nr 3.
Słowenia jest jak Syzyf. Walczy stale i bez widoków na sukces z rozsypującymi się zboczami gór i polityką morską Chorwacji.
Słowenia z powietrza jest trochę dzika, trochę grzeczna i nieprzewidywalna, bo w dni pochmurne "nosi" jak diabli, tak że umrzeć można u góry z głodu a w dni słoneczne nie. W dni słoneczne dusi tak, że nie wiadomo czy trzymać kierunek czy kask, żeby nie spadł gdy jedziesz windą w dół.
Słowenia zrobi kiedyś wielką finansową karierę, bo gdy zamawiasz wino "z piwnicy", takie własnej roboty, i przez kilka dni Ci smakuje, to potem w drodze do toalety odkrywasz jak z dwóch kapslowanych butelek za 1,25 euro sztuka, barmanka leje berbele to dzbana. I sprzedaje po 8 euro za butelkę.

Słowenia jest romantyczna. Uwielbiam patrzeć i słuchać jak Tomek kocha Tamarę.

środa, 10 czerwca 2009

Kto rano wstaje......
















Budzik wył do nieprzytomności. Trzasnąłem go w pysk ale ten z uporem maniaka po 10 minutach znowu swoje. Nic. Trzeba było wstawać, bo to jedyna szansa, żeby polatać.
A latania mam już taki głód, jak pacjenci z Dworca Zoo.
O 6.00 byłem w samochodzie i wio na upatrzone wczoraj startowisko. Tym razem padło na asfaltową dróżkę wśród łąk. Niezbędne babrania zajęły jakieś pół godziny i.......wtedy się zaczęło. Okazało się, że ta"dróżka wśród" łąk to dojazd do jakiejś zafajdanej, budowanej hali magazynowej. Więc przed 7.00 watahy, tabuny, karawany robotników, majstrów, inżynierów itp trzeba było przepuścić.
Słów wypowiadanych pod adresem tych bogu winnych ludzi wstydzę się do dzisiaj, fakt faktem, że mi lżenie ich sprawiało ulgę :-)).
Po starcie kierunek Czersk a dokładniej "pchanie ciężarówki z burakami pod górę). Prędkość 20 - 30 km/h, trymery odpuszczone a miasto za nic nie chciało być bliżej. Zajęło godzinę nim nadleciałem nad znajomy kościółek. W drodze tam, prawie same lasy i zapachy właśnie zaczęły przeciągać się w porannym słońcu. Pysznie, pachnąco, żywicznie, zielonolistnie.
Nad Czerskiem zwrot na Tucholę i nareszcie z wiatrem. Słońce wskoczyło trochę wyżej a pierwsze nieśmiałe bąble zaczęły tarmosić skrzydłem. Z Tucholi na Chojnice a tu.... "taniec konia na rozżarzonych węglach", z bocznym wiatrem. Termiczka tak się zaczęła wściekać,jakbym jej ukradł pieniądze. W każdym razie gdy zobaczyłem mój "pas startowy" i uzyskałem od miejscowego jastrzębia pozwolenie na lądowanie, uziemiłem się z wyraźną ulgą. Ponad dwie godziny lotu i na razie mój rekord FAI - 81 km.
Do następnego razu.
Szczegóły tutaj:
http://paramotors.xcontest.org/world/en/flights/detail:apa/9.6.2009/05:35

wtorek, 5 maja 2009

Plażą szły zakonnice.....


Anioły Stróże są zawsze z nami. Na dobre i na złe. W pracy, na kacu, w podróży i nawet na plaży.
Nie wszyscy w to wierzą i potrzeba czasami im pokazać, że Anioły naprawdę są.
I jeszcze wiedzieć trzeba, że nawet te Najbardziej Święte też Ich mają.
Bo kiedy te Najbardziej Święte idą na plażę, Diabeł przebrany za rybaka czatuje by je sprowadzić na gorszą drogę.
I wtedy Anioły, choć im gorąco, piachem wieje w oczy a wiatr wyrywa pióra, muszą się napracować by te Najbardziej Święte wyszły z tego cało.

środa, 29 kwietnia 2009

Każdy musi odpocząć


Mój Revolution też. Spakowałem go i pojechał do Korców na przegląd i wymianę linek.
Teraz będzie piękny i młody, że aż wszystkie ptaki oszaleją.







I polaaataaamyyyyyy.
No, wracaj już szybko !!!!!!

sobota, 18 kwietnia 2009

Taki wiatr


Napierw czekanie, siedzenie, trawo-myslenie i słońco-oczu-przymykanie.
Kiedy tak patrzę daleko na linie horyzontu i czekam aż Diabeł Mórz spieni fale, to czasami zgubić się można w tej pustce i szarości.
Sen, który zaczyna oplatać nie wypełnia czasu a wiatr nie śpiewa niczego. Klifowa jaszczurka jeszcze chwila a zacznie mówić wierszem, zdziwiona swoją niesamotnością.
I potem nagle przychodzą. Stają w szeregu tam gdzie morze moczy niebo, nadymają trupie policzki i dmuchają z całych sił. Odarci z rzeczy, które Neptun zabrał w ofierze lub by przehandlować je z Lucyferem. Jęczą, zawodzą, płaczą, zgrzytają zębami z odwiecznego zimna, błagają o litość lub przebaczenie.
Łotry, marynarze, mordercy, portowe kurwy, uciekające przed wojną matki z dziećmi, naznaczonymi piętnem śmierci od momentu pierwszego krzyku.
To ich dziełem jest ten wiatr, na którym nienawidzę latać.
Gwałtowny, lodowaty i pokręcony. Taki, który nie przynosi ulgi.
Taki, przed którym nawet mój Anioł Stróż chowa się w ogrodzie Wiecznego Ciepła i mówi mi - Radź sobie sam !!!
Taki, który chciałbym, by nie powtórzył się jutro.

sobota, 28 marca 2009

Spróbujmy razem polatać

Są tacy ludzie, którzy nie zdając sobie z tego sprawy zmieniają czas wokół siebie.
Są takie miejsca, które zmieniają ludzi w aniołów.
I jest taka przestrzeń, w której czasami wszystko to faluje tuż obok siebie.

niedziela, 22 marca 2009

Tylko espresso......i wino !!!!!!


Krowa mówi: Prędzej mi skrzydła wyrosną niż wy mi tu k....wa zalatacie !!!!!








Ale że gadało bydle w jakimś południowo włoskim dialekcie, nikt jej nie zrozumiał a w każdym razie nie wziął jej słów na poważnie.
Wróciliśmy. Jeden dzień latania i jeden piękny wieczorny żagielek nad Normą.
I tyle !!!!!!
Jeden dzień !!!!!!
Pamiętaj: zanim zalatać będziesz chciał, zawsze zapytaj Czarnej Krowy.
Przynajmniej w Bella Italia.

poniedziałek, 16 marca 2009

Latające Espresso

Wiesiu zadzwonił. Jutro Włochy, Norma, latanie.
I espresso. I tyle. Jedziemy.

środa, 11 marca 2009

Słońcologia - wypatrując wiosny.


Od pierwszego dnia życia jest z nami. Najpierw oślepia, potem grzeje a potem już tylko tęsknić za nim trzeba w dni takie jak dzisiaj.
Bo nie ma dla człowieka bardziej oczywistej rzeczy niż Słońce.
Wyznacza rytm i kiedy już raz go na Ziemi zabrakło na dłużej, wyginęli wszyscy niezwyciężeni.
A potem, za kilkaset milionów lat, dzięki temu, że przygasło, pojawiliśmy się My.
I na razie Ono nam sprzyja.
Zebrałem dzisiaj wszystkie, Jego Słońca, zdjęcia zrobione z powietrza by odkryć (z małą pomocą współczesnej techniki) to, co na ziemi nie zawsze jesteśmy w stanie zobaczyć.
Bo najczęściej, w swojej ludzkiej zarozumiałości zapominamy, że istniejemy tak długo jak ono chce świecić.
I wszyscy myślą, że Ono jest tylko jedno…….

Dlaczego mnie ciągnie do nieba ???


Teoretycznie nie powinno przecież. Praktycznie zresztą też.Bóg nie dał nam skrzydeł tylko nogi niestety ,z wyraźnym przykazaniem aby ich używać.
I w zdecydowanej większości realizujemy ten jego plan bezdyskusyjnie.
Niektórzy nawet bardziej.
Dbają o komfort swoich par nóg, rano wkładając ciepłe buty potem wskakują
w ciepłe bambosze a potem przechodzą do pozycji horyzontalnej i tak w kółko.
Ale niektórych, prawda że zdecydowaną mniejszość, ciągnie do góry.
Mam na to swoje wytłumaczenie. Pan Bóg na początku stworzenia sam dobrze nie wiedział co ma chodzić, co będzie pływać a co latać. I tak sobie próbował i doklejał a jak mu się nie podobało to odklejał
i znowu doklejał i bawił się tak długo zanosząc się ze śmiechu aż
to co zrobił miało jako taki kształt i wygląd. . No ale jak na mocno zajętego przystało, zapomniał wymazać ślady tych prób z głów stworzeniom.
I dlatego w niektórych z nas pociąg do nieba jest tak wielki.........
I jeszcze mnie ciągnie z powodu ciszy i spokoju i harmonii i braku granic
i przeszkód i że nie ma tam wyżej złych i dobrych mądrych i głupich.
Są tylko myśli tęsknota i radość że gdy się poleci kiedyś w najdłuższy lot
nie będzie we mnie strachu.Bo już wiem jak to jest, gdy mnie ciągnie
do nieba.

niedziela, 8 marca 2009

Śpiewo latanie a raczej czego mi brak


Jeżeli planuje się przelot w trakcie takiego zamglenia jak dzisiaj rano, to znaczy, że się człowiekiem Wielkiej Wiary jest.
Ledwo otworzyłem oczy a już humor zgasł jak wypalona świeczka. Płotu sąsiada widać nie było, we mgle majaczyły gdzieś obrazy z nocnego snu, nawet miau(ł)czenie kota za oknem było zdecydowanie zamglone.
Rzut oka na prognozę ICM wart był tyle co opowieści bajów kaszubskich o pogodzie - Łalbo bydzie łalbo nie bydzie ale jokoś tam zowse bydzie.
Ale jakom na drugie mam Ryszard co oznacza wielkie serce, więc zacząłem przygotowania.
No i nagle bum !!!! Mgła do góry, wiaterek ino co - więc dalejże dosiadłem niebieskiego rumaka i już byłem na polu. Chwilę zajęło jeszcze wyszukanie w miarę twardego miejsca do startu i.........już nas nie było. Rychło okazało się, że mgła zawisła na 180-200m i jakoś wyżej polecieć nie chciała. No więc leciałem prawie jakbym tarł głową po suficie. Zimno było upiornie. Wilgoć wzmagała jeszcze uczucie chłodu i pomyślałem sobie:
- A tam, pośpiewam sobie paralotniarskie piosenki !!!!!
- Zaraz, zaraz, co pośpiewasz? - zapytało echo.
- No, paralotniarskie piosenki -powiedziałem- i zacząłem dobywać już pierwszą nutę kiedy nagle zdrętwiałem nie z zimna bynajmniej.
To co przemknęło mi przez myśl było jak rażenie pioruna, jak negatywka, jak nagła klapa pięć metrów nad ziemią
- No, normalnie Misiu - znowu odezwało się echo- no nie masz kurde paralotniarskich piosenek !!!! No i co ?????
- Nic. Pustka jaką miałem w głowie, porównywalna była tylko z bezmiarem przestrzeni, której byłem w tej chwili cząstką.

W międzyczasie, gdzieś między Czerskiem a Tucholą mgła zniknęła i znalazłem się w krzyżowym ogniu pierzastych: z lewej klucze żurawi, nade mną cała banda wygłodniałych jastrzębi po prawej dzikie gęsi. Pierzaści wyglądali też na zziębniętych, zacząłem więc, dla rozgrzewki prezentować znany mi repertuar pieśni patriotyczno - żeglarskich w kolejności jak niżej:
1. Drunken sailor - http://www.youtube.com/watch?v=ulWXvzL6nuA
2. Fuck the british army - (http://www.youtube.com/watch?v=IFnVhUHOnbQ)
3. Samotna harmonia - w wersji oryginalnej, rosyjskiej
4. Przybyli ułani
5. Leśna piechota
6. Jak dobrze nam - piosenka harcerska
Rozgrzawszy się nieco, przy drugim punkcie zwrotnym, pewien już byłem, że Pan wyznaczył mnie do nowej misji:

" MUSITA MIEĆ SWOJE PIOSENKI, GLAJCIARSKIE, O LATANIU !!!! - powiedział Pan- a mnie nie pozostaje nic innego jak tylko misję przygotować.
I to niniejszym czynię i pytam:

KTO SIĘ PODEJMIE (A MOŻE TACY JUŻ SĄ) STWORZENIA ŚPIEWNIKA GLAJCIARSKIEGO ???
Teraz lecę z tematem na listę pl.rec.paralotnie - może ktoś coś wie.

P>S> Track lotu jak zwykle w zalączeniu. Zdjęcia później, bo wyszły jakoś takie niebieskie.

niedziela, 1 marca 2009

W drugą stronę


Dzisiaj zaplanowałem trójkąt w kierunku północnym. Podwiozłem sprzęt do Rytla, na swoje ulubione startowisko. Kryzys ma swoje dobre strony, bo na wytyczonych działkach nikt jeszcze niczego nie buduje, więc miejsca ile dusza zapragnie. Aparat, wario i gps po wczorajszej kąpieli błotnej wysuszone i odczyszczone. Dodatkowe pary gaci i polarów założone, szpej, napęd i fruuuuu. W kierunku Borska, bo tam mieli latać koledzy z 3 miasta. Nad lasami obowiązkowe bąble termiki, trochę bujania, wznoszenia,spadania - jak zwykle. Na miejscu okazało się że lotnisko ujeżdżali tylko kartingowcy i motocykliści. Naszych nie było, więc chwila latania na oczach dorodnych blondynek towarzyszących motocyklistom i dalej na Czersk. Stamtąd poszła już dzida z wiatrem, chwila i byłem na miejscu. Trochę się rozwiało w międzyczasie więc lądowanie prawie w celu przy samochodzie.
Mapka lotu jak zwykle i kilka fotek. O !


sobota, 28 lutego 2009

Zanim padnę jak mucha.......z zimna,



Będę się streszczał - z zimna.
Przeleciałem zaplanowany trójkąt. Wszędzie pełno błota a dookoła wygląda (z góry) jak po powodzi.
Zdjęć nie będzie, bo aparat postanowił przed startem zaliczyć kurs nurkowy PADI.
Teraz on się suszy, a ja cichutko, w kąciku umieram z zimna.
W załączeniu track lotu.
"I am prszivatttt dancer, dancer for money..........."- wtajemniczeni w Madagaskar 2 wiedzą o co chodzi :-))

niedziela, 22 lutego 2009

Dobrze i tak



Plany były trochę inne. Chciałem w końcu pokonać trójkąt Chojnice-Czersk-Tuchola.
I wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Słoneczko miodzio, wiatr słabiutki, sprzęt przygotowany. Niestety pokonała mnie temperatura. Gdzieś nad Rytlem byłem już taki zziębnięty, że potrzebna była szybka korekta planów. Zakręciłem w stronę Tucholi, ale pod wiatr było jeszcze gorzej. We mgle zamajaczył Raciąż i nad nim zakręt i fruuu do miejsca startu. Leciałem trochę z bocznym słońcem.Udało się trochę odtajeć - przynajmniej dłoniom. Ciekawie też było z innego powodu. Mgła przykrywała horyzont i widoczne zawsze miejscowości i znaki szczególne terenu były niewidoczne. Leciałem więc z nosem w ekranie GPS-a. W końcu wyłoniły się Chojnice, zrobiło się cieplej (na duszy)i lądowanko na zmarzniętej tafli Jeziora Charzykowskiego. Ufff !!!! Topniałem do nocy !!!!!!!
A tu parę zdjęć z przelotu.

środa, 18 lutego 2009

Zamarznięte jeziora, gorące głowy i grube kalesony

No, w tytule zawarłem wszystko.
Forma jakże oszczędna, treści całe tony.
W załączenie film.

wtorek, 17 lutego 2009

Remanent 2008

Siedzę i próbuję się podleczyć. Robię więc małe remanenty.
Ot takie coś znalazłem. Napisałem to by nieść kaganek łoświaty.
Ku pamięci !!!!!!

Artykuł z portalu Chojnice24.pl. Link na końcu.

Z perspektywy anioła


Andrzej Pankowski - paralotniarz z Chojnic opowiada nam o swojej pasji... W portalu pojawiały się już fotografie autorstwa Andrzeja Pankowskiego, dziś możemy obejrzeć również filmy. Zobacz jak wygląda obwodnica z lotu ptaka - zdjęcia z 2 kwietnia.


Tak zaczynałem
Paralotniarstwo to najtańszy i najprostszy sposób na realizację marzeń o lataniu. Moja pasja wzięła się z całkowitego przypadku, lub jak kto woli, z Bożego natchnienia. Pewnego dnia kolega pokazał mi zdjęcie paralotniarza unoszącego się nad jedną z beskidzkich górek. Patrzyłem na to zdjęcie jak zahipnotyzowany i natychmiast zdecydowałem, że też muszę spróbować. Jakaś tajemnicza siła spowodowała, że za 3 tygodnie byłem w Szczyrku na kursie. I w ten właśnie sposób, od roku 2003, latanie jest moją wielką pasją.

Skąd wzięło się paralotniarstwo?
To bardzo młody sport, który narodził się w Alpach Francuskich w latach 80-tych XX wieku, czyli (tak, tak !!!) jakieś 30 lat temu z... lenistwa. Po prostu alpiniści, zdobywając szczyty mieli dosyć mozolnego schodzenia. Zabrali więc ze sobą zwykły spadochron i po zdobyciu góry sfrunęli nim w dolinę. Jeden z pierwszych udokumentowanych na taśmie filmowej zlotów, pochodzący z roku 1985 można obejrzeć w serwisie Youtube. Potem poszło już błyskawicznie, a w ciągu następnych 20 lat, sport ten stał się pasją dziesiątków tysięcy ludzi na całym świecie.

Dla każdego coś miłego
Dzisiaj paralotniarstwo ma wiele odmian, bo ludzie, realizując swoje marzenia o lataniu ulepszali konstrukcje skrzydeł i wymyślali kolejne innowacje. Aby uprawiać ten sport, nie trzeba mieszkać już w górach. Latamy za wyciągarką, z silnikiem, są i tacy, dla których wykonywanie akrobacji to esencja latania. Więcej możecie zobaczyć odwiedzając serwis youtube, wpisując w wyszukiwarkę hasła: "Borsk – o lataniu za wyciągarką", "PPG Polska – o lataniu z napędami", "Paralotnie lub paragliding – o lataniu swobodnym". Aby zdobyć podstawową wiedzę fachową polecam serwisy: www.kamil.paralotnie.pl, stronę polskiego producenta paralotni: www.dudek.com.pl lub młody, polski serwis poświęcony akrobacjom www.flyordie.info

Z perspektywy anioła
Nie wiem, kiedy Pan Bóg postanowił, że ludzie nie będą mieli skrzydeł. Musiał chyba jednak trochę eksperymentować na początku... musiał się trochę wahać. I chyba nie do końca z ludzkiego umysłu wymazać ślady tych doświadczeń. Bo jak inaczej wytłumaczyć tą wieczną tęsknotę człowieka do latania, która zaprzecza przecież ustalonemu porządkowi rzeczy. A może my, ludzie którzy latają, jesteśmy wybrani przez Niego, by świadczyć przed resztą, że istnieje lepszy i piękniejszy świat, że istnieje wieczny błękit, którego nie trzeba się bać? Ten inny wymiar świata, nie zaczyna się hen wśród gwiazd ale już jakieś 200 metrów nad ziemią. Z tej wysokości Ziemia jest inna, wszystko nabiera harmonii i kolorów. 300 – 500 metrów wyżej to strefa zapachów, które On ukrył przed nami za cały ten bałagan, który sobie sprawiliśmy na ziemi. I największe zaskoczenie – z wysokości 1800 metrów, nie widać nas, ludzi. Zupełnie tak, jakby On, w obawie przed kruchością swojego stworzenia, chciał nas ukryć we wszechświecie.

http://www.chojnice24.pl/1-2784-z_perspektywy_aniola.html

poniedziałek, 16 lutego 2009

Zimowa Orgia Crazy People


To co się dzisiaj działo nad Jeziorem Charzykowskim, na nim i wokoło przechodzi ludzkie pojęcie.
Dziesiątki ludzi pozytywnie trzepniętych śmigało po lodzie obok siebie w zgodzie i z szacunkiem na:
bojerach jedno i dwu osobowych, przerobionych łódkach żaglowych i wędkarskich, łyżwo-szybowcach, moto-sankach, moto-nartach, paralotniach i snow-kite'ach.
Padam na pysk.
Na zdjęciach odpowiednio:
Ja i zwykłe nudne latanie, ja i moto-narty, Tomek i moto-sanki, Robert i Jantar MB



czwartek, 12 lutego 2009

W mgiełce z wiosną


Ale pachnie w powietrzuuuuuuu. Chociaż sypnęło ostatnio, nie da się ukryć że nadchodzi siostra Wiosna.
Dziwnie było, bo jak wchodziliśmy z Tomkiem do januszowego hangaru, nic nie zapowiadało latania. Mgła od wysokości oczu do nieskończoności. No to zaczęliśmy grzebać przy moim SNAP-ie.
Pogrzebaliśmy z godzinkę, wychodzimy na zewnątrz a tu.....ło Matko Boska !!!!!
Błękitne niebo, słońce świeci jakby chciało nadrobić stracony czas, cieplutko, milutko, jak w raju. Nawet moje zapalenie płuc zwinęło się w kłębek.
No i znowu trzeba było latać !!!!!!
Można było nawet bez rękawiczek, w mordkę grzało, śmigło dawało czadu, pachniało dookoła ciepłą ziemią. Nawet kuzynka termiczka, ziewając jeszcze jakby się budzić chciała. I tylko jeszcze białe płaty śniegu gdzieniegdzie przypominały, że to 7 luty.
Po godzince latania powrót do Nakła, morda szczęśliwa i tyle. Do następnego !!!!!

piątek, 30 stycznia 2009

Grypa w niebie. Nad Nakłem.


Ponieważ naziemne próby zgubienia gówna zwanego grypą nie dały rezultatu, postanowiłem spróbować zabić ją zmniejszonym ciśnieniem czyli lataniem.
To, że im wyżej tym ciśnienie niższe udowodnił całkiem niedawno mój ulubieniec, którego ukryję pod pseudonimem conDONEK.
Otóż conDONEK udał się z conGOCHĄ w podróż życia w tereny górzyste Peru. Tamże zaznał uczucia halucynacji, które w jego przypadku akurat nie objawiły się jakimś szczególnie głupim gadaniem, bo to, to robi on codziennie, nawet na Żuławach czyli depresji.
U conDONKA wystąpiło zjawisko pomroczności jasnej (czyli wie, że robi coś głupiego ale nie potrafi tego zatrzymać - bo to pierwszy raz!!!!!). A konkretnie założył on na siebie (conDONEK) gustowną czapeczkę na główkę.

Marszałek, powiedział kiedyś o takich: Wam kury szczać prowadzać a nie polityką się zajmować. No ale jak ktoś kiep z historii (mimo, że mgr) to może nie wiedzieć.
Dobra. Dosyć. O lataniu miało być. No więc pod pretekstem wizyty u Mamusi, zalataliśmy z Gaczorkiem chwilkę, mnie wyrzuciło aż pod Sadki i tylko 5 warstw lumpów spowodowało, że nie zamarzłem. Jednocześnie donoszę, że w powietrzu CZUĆ WIOSNĘ JAK DIABLI.
W załączeniu mapka przelotu. Pa.

wtorek, 13 stycznia 2009

Znowu nad Nakłem

Janusz naprawił mi napęd więc trzeba było spróbować. A że dopisała pogoda, wiaterek ok. 4 m/s no to fruuuuuu. Mała rundka nad Nakłem, kółko z okazji urodzin Zosi nad jej balkonem, spotkanie z duchem Karola, odwiedziny u Andrzeja S., potem wzdłuż Noteci i po 45 minutach........brak czucia w rekach, nos jak sopel więc trzeba było lądować.
Ale sezon 2009 oficjalnie dla mnie rozpoczęty.
Teraz tylko małe poprawki w zamocowaniu uprzęży i można latać,
o ile SNAP (silnik - to "arcydzieło gejowskiej,
włoskiej mysli technicznej) znów się nie sp...li.
Niemcy tłumaczą nazwę FIAT jako FEHLER IN ALLE TEILEN :-)))).
Muszę koniecznie wymyśleć coś na SNAP.