sobota, 29 maja 2010

Na zakończenie - hm, tego.... ????!!!!!!




Żeby nie było tak, że bez fajerwerków się obyło spieszę donieść, że zakończyłem (?) przygodę z lataniem w postaci czterech "dramatyczno-heroicznych" zlotów w dolinie o jakże słowiańsko brzmiącej nazwie STUBAI TALL, w dniach 21-25 lutego. W krainie Mozarta, Straussów i tego wąsatego bruneta, malarza, który takiego bałaganu wespół ze swoim sowieckim bliźniakiem w Europie dokonał.
Tak więc poleciałem z Elfera i ze Schlicka, przy czym ten drugi start, jak to w tym miejscu bywa, gdy jest śnieg, wywołał dreszczyk emocji u mnie (starcik w rotorku - ein kleines schones Rotor)i okrzyki zachwytu pośród zgromadzonych bląd i nie bląd austriackich w większości nie-piękności. Przyznać przy tym muszę, że okrzyk "Wunderbar" spowodował u mnie nagłe wyprostowanie się w uprzęży a na szyi, dam głowę, że na szyi zawisł mi na chwilę prawdziwy Żelazny Krzyż.
Termiczki niestety jeszcze wtedy nie było. Zdjęcia w załączeniu.