piątek, 30 stycznia 2009

Grypa w niebie. Nad Nakłem.


Ponieważ naziemne próby zgubienia gówna zwanego grypą nie dały rezultatu, postanowiłem spróbować zabić ją zmniejszonym ciśnieniem czyli lataniem.
To, że im wyżej tym ciśnienie niższe udowodnił całkiem niedawno mój ulubieniec, którego ukryję pod pseudonimem conDONEK.
Otóż conDONEK udał się z conGOCHĄ w podróż życia w tereny górzyste Peru. Tamże zaznał uczucia halucynacji, które w jego przypadku akurat nie objawiły się jakimś szczególnie głupim gadaniem, bo to, to robi on codziennie, nawet na Żuławach czyli depresji.
U conDONKA wystąpiło zjawisko pomroczności jasnej (czyli wie, że robi coś głupiego ale nie potrafi tego zatrzymać - bo to pierwszy raz!!!!!). A konkretnie założył on na siebie (conDONEK) gustowną czapeczkę na główkę.

Marszałek, powiedział kiedyś o takich: Wam kury szczać prowadzać a nie polityką się zajmować. No ale jak ktoś kiep z historii (mimo, że mgr) to może nie wiedzieć.
Dobra. Dosyć. O lataniu miało być. No więc pod pretekstem wizyty u Mamusi, zalataliśmy z Gaczorkiem chwilkę, mnie wyrzuciło aż pod Sadki i tylko 5 warstw lumpów spowodowało, że nie zamarzłem. Jednocześnie donoszę, że w powietrzu CZUĆ WIOSNĘ JAK DIABLI.
W załączeniu mapka przelotu. Pa.

Brak komentarzy: