wtorek, 2 grudnia 2008

AVE AVE AVE...................................

Wspaniała piosenka o rzeczach, których nie da się naprawić, ale o których trzeba myśleć by w następnym LOCIE nie popełniać tych samych błędów.
http://www.youtube.com/watch?v=cjsbQtrDvvQ

W nieskończoności pyłem
























Łapię chwilę bo może się nie powtórzyć. Patrzę dookoła szeroko otwartymi oczami by nie umknęła mi najmniejsza cząstka nieskończoności, którą On skomponował dla nas.
Patrzę przed i za siebie, patrzę z góry i z dołu i zawsze po dwakroć by pewnym być, że chociaż nie rozumiem wszystkiego, to próbowałem ogarnąć.
I kiedy słońce zachodzić będzie znowu, życzę sobie abym pewny był, że wypiłem dzień do ostatniej kropli.

wtorek, 18 listopada 2008

Pamięci Wojtka (iiiiiiiii)


Latamy z aniołami a czasem jeszcze wyżej.
Lecimy gdzieś wysoko, ciągle pytając Pana Boga, dlaczego nie dał nam skrzydeł. Odrywamy się od Matki Ziemi doświadczając niezliczonej i nieosiągalnej zwykłemu śmiertelnikowi liczby duchowych uniesień.
Podziwiamy dzieło Stwórcy i zdawszy sobie sprawę z małości i względności naszego istnienia, dotykamy Ziemi z pokorą.
Wszystko wtedy przyjmuje właściwe proporcje.
Głupcy mówią, że to adrenalina. My wiemy, że to Transcendentum.

Są różni wśród nas.
Szaleńcy, rozważni, romantyczni, zapobiegliwi, wariaci i marzyciele.
Niektórzy gonią za wynikami, inni za pięknem, jeszcze inni sami nie wiedzą za czym. W zupełnie nielicznych, najlepszych wśród nas, Pan Bóg poukładał te klocki nad podziw proporcjonalnie.
Wojtek należał właśnie do tych wybranych.
Przedwczoraj odleciał w swój najdłuższy lot. Pan Bóg nie jest głupi.
Gdy ma jakiś Nowy Plan, zawsze rekrutuje do niego najlepszych.
I tylko w ten sposób potrafię sobie wytłumaczyć - dlaczego.......... .
Pokój Twojej duszy Wojtku.

P>S>
Kurwaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!

czwartek, 13 listopada 2008

Byle gdzie, byle lecieć - jesiennie.


Żurawie z chojnickich bagien odleciały w siną dal i miejsca na niebie zrobiło się jakby więcej. Grzech więc nie skorzystać. Mgła na wysokości 400 m, pod nią szaro i mlecznie, nad nią inny, lepszy świat, cieplej, słoneczniej. No i latanie nad prawie-rodzinnym Nakłem w towarzystwie Tomka. Jedna z nielicznych okazji, być fotografowanym a nie odwrotnie. Ładnie czerwone to moje skrzydełko, ech !!!!! Polatałoby się jeszcze....

Pohałasowało się nad domami Mirka i Macieja, nad dywanem nadnoteckich łąk.
Na koniec parę kółek wokół osiedla i obowiązkowe spotkanie z duchem pilota Karola Kubita, nad jego domem.





Jesiennie, pięknie niezmiennie, byle gdzie, byle latać, byle znowu poczuć oddech mojego anioła stróża.

wtorek, 2 września 2008

Latanie w bezprzestrzeni



Żeby latać w sensie latać, trzeba wziąć rozbieg, dodać gazu i z nadzieją, że wyjdzie się z tego cało biec do przodu aż straci się grunt pod nogami.
To jest latanie fizyko-chemiczno-przestrzenne, wymagające siły, trzech wymiarów rozsądku, szaleństwa i nieskończonej potrzeby doznawania czegoś specjalnego.


I można latać w sensie nie latać. Wystarczy mieć kogoś z kim można patrzeć w niebo i liczyć pióra aniołom stróżom, lub śledzić ścieżki zagubionych dusz. Też traci się grunt pod nogami.
To jest latanie tylko jakby chemicznie bardziej i kosmicznie.
Wymagające wyobraźni, delikatności i nieskończonej potrzeby doznawania wszystkiego normalnego. To rodzaj latania najprzyjemniejszy.

sobota, 2 sierpnia 2008

Znowu Chłapowo - 25 lipiec 2008


Totalne zboczenie.
Przyjechałem na klif w środę w nocy. Przespałem się do 5 rano.
O 5.30 byłem już na starcie a ok. 6.00 w powietrzu. Nikogo oprócz mnie, całe morze moje, stada mew, śpiące namioty i rybacy powracający z połowu.
Pięknie, cicho,lekkowietrznie i lekkodusznie. Potem ok. 9.00 pojawił się w powietrzu jakiś kolega.
I tak w lewo, w prawo, w lewo, w prawo. Doleciałem do Jastrzębiej Góry, niestety nie udało się już wrócić i lądowałem na trawie pod Falezą.
Piękne letnie, spokojne, nadmorskie latanko.

sobota, 5 lipca 2008

Patelnia z oknem w Chłapowie




 

Najpierw 4 godziny smażenia się na klifie i ciągłe mierzenie siły wiatru by wyczuć "trynd". ICM przeszedł sam siebie, pomylił się o 4m/s. Miało być 7, wiało 3. No więc siedzieliśmy jak śledzie i patrzyliśmy na tandemowe loty Czarnego na PPG. Na skrzydle mial napis LOTY PARALOTNIĄ i numer telefonu.
Tomek postanowił, że następny raz jak przyjedziemy to zrobi Czarnemu konkurencje. Przyjedzie ze skrzydłem, na którym będzie napisane: OPOWIADANIE O LATANIU. W ten sposób czas oczekiwania nam sie skróci, zarobimy trochę kasy a i może jakąś opaloną, kształtną znajomość się nawiąże ?????

Po 4 godzinach nadszedł warun, dmuchnęło ok. 5 m/s i już byliśmy w górze.
I tak przez dwie godziny patrzyliśmy stamtąd, jak nielotna część społeczeństwa nabawia się raka skóry. Potem wskazówka doszła do prawie 9, od latania na speedzie puchły nogi, lądowanie na uszach i do domu.
Aha, byłbym zapomniał: przy parkingu jest taka buda z wędzonymi rybami. Pyyyyyyyyyyyyyyyychaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
Do domu wróciłem chory z obżarstwa.

wtorek, 1 lipca 2008

Szlag by to trafił



Miał być taki piękny trójkącik. Wszystko zaplanowane: wiatr, paliwo, wysokość. I prawie wszystko się udało. Niestety prawie.....robi wielką różnicę. Kiedy już kończyłem, już widziałem las przy którym startowałem.....zdechło. Po prostu silnik zgasł i d...a.
Żadnych wcześniej objawów, kaszlenia, prychania. No wziął i zgasł. Może to była kara za niechcący przelot nad festynem organizowanym w Żalnie przez Proboszcza ???
Niektórzy zresztą wzięli mnie za atrakcję wieczoru. Koniec końców nie było nad czym dumać. Wysokość 150 m, łąka piękna i równa, dupienie fest w dół, więc jeden mały nawrocik w celu lokalizacji elektrycznych pastuchów i lądowanie.
I koniec marzeń o trójkąciku i 3x punkty w PPG contest.
Dzisiaj powtórka a w czwartek Jastrzębia Góra chyba !!!!!!
P.S. Poszła cewka. Trudno dostać. Parę dni PPG-odpoczyku :)))

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Szwajcarski makaron, jaja, orzeszki i znajdowanie granic








Ufffffffffff !!!!!!
Wróciłem w jednym kawałku.
Resztę napiszę jak wszystko w środku mnie wróci na swoje miejsce i nabierze naturalnej wielkości :)))

Już !!!
Bo się zmniejszyło, ze strachu przed swobodnym spadaniem z wysokości 1200 m z furkoczącym skrzydłem nad głową. Znalazłem swoją granicę. Nie jestem bowiem w stanie sam sobie zafundować atrakcji w powietrzu. Zawsze latamy tak, aby ich unikać, a tu nagle kazali robić wszystko aby było niedobrze. Nauka jednak wspaniała, przygoda przednia,doświadczenie jak najbardziej potrzebne.
Ale żeby samemu włazić na 1200 m górę i za chwilę udawać, że się z niej spada jak worek ziemniaków ??? Uffffffffffff !!!!
Jezioro Lugano, to część włoska Szwajcarii. Wszyscy gadają po włosku (bella giornata), dookoła pizza i makaroni (tfu !!!) i faceci nażelowani w sensie MOKRA WŁOSZKA.
Wszędobylscy holenderscy emeryci w kamperach i godzinami przesiadujący na fotelikach z widokiem na jezioro. No i góry, góry, góry. Bo Szwajcaria to w ogóle kraj pionowy.
Kilka fotek w załaczeniu.

czwartek, 29 maja 2008

WITAJ ZNOWU SZWAJCARIO !!!!!

Ale tym razem nie odwiedzam Cię jako pizduś w garniturze, którego zamkną w jakimś ekskluzywnym obrzydliwie hotelu i każą wierzyć, że jestem pępkiem świata. Teraz wracam do Ciebie jako wolny człowiek, pilot, latacz, w sandałkach, z namiotem i absolutną, niepohamowaną ochotą, żeby cię przelecieć !!!!! Będę to robił całe 7 dni aż będziesz mnie miała dość.
Będziemy latać nad jeziorem Lugano. Będziemy ćwiczyć sytuacje awaryjne, będziemy spadać, będziemy kręcić i odkręcać. Uhhhh !!!!!!
Time to go - jak mawiają starzy bułgarzy- time to fly !!!!!!!

sobota, 17 maja 2008

Gadu gadu gadu

Wiem, ze czasami latanie na PPG nie jest przyjemne dla otoczenia, bo robi się trochę hałasu. Staram się jednak nie być zbyt upierdliwy.
Tak jak na załączonym obrazku.

Kaczka gadała z zającem, więc żeby im nie przeszkadzać, pyknąłem zdjęcie i odleciałem.
O czym gadali nie wiem, ale wyglądają na zainteresowanych sobą :))

PPG CHOJNICE - z archiwum X

Zaczeło się od tego, że choć go nie widziałem, to cały czas za mną w Borsku dzisiaj łaził i nie pozwalał latać. Jak mi Bóg miły wiedziałem, że to on wszystko pier....i.
Ale, myślałem sobie, i tak Cię łosiu dorwę i tyłek skopie. Nie tu to gdzie indziej.
No i wieczorem nad Chojnicami wyczaiłem łobuza.
Najpierw ślad tej jego wielkiej stopy (patrz zdjęcie), który świadczył, że Eol jest gdzieś blisko mnie i zaraz coś wykombinuje.
















Musiałem być sprytniejszy. Zaleciałem fjuta od tyłu i nakryłem go jak się chował w .......rzepaku. Obciach !!!!!!
A jaką miał przy tym zdziwioną gębę :)))))















Tak więc Eol-u, wynik 1:1. Ty mnie w Borsku, ja ciebie w Chojnicach.
Do następnego razu Druhu !!!!!!

Borsk - wczoraj i dzisiaj


Dwa dni spędzone w Borsku, latania w tyte, i dalej testy Swinga Astral 5. Na razie się nie wypuszczam w trasę, żeby mnie Astralek nie zaskoczył czymś nad lasem lub jeziorem.
Ale jest o.k.. Wczoraj zrobiliśmy podstawę na 2312 m i ssało dalej, zrobiło się turbulentnie, mglisto i mętnie. Ale Astral zachował się jak rasówa: żadnych atrakcji, trochę rzucanka na lewo, prawo, góra, dół - wszystko w granicach przyzwoitości (chociaż po atrakcji na Straniku ta moja granica mocno się przesunęła :))
Dałem klapy, speeda i fruuuuuu - już nas nie było. W sumie prawie 2 godziny dookoła lotniska.
Dzisiaj d..a. Warun się zawziął - inni latali ja spadałem. Niech mu będzie.
Ale i tak zemsta była słodka bo po powrocie do Chojnic fruuuu i Snap+revolution i 1,5 godziny latania PPG. I na czyje wyszło ???

A od jutra na niebie kupa. I jej początek pięknie widać na zdjęciu wyżej.

wtorek, 6 maja 2008

NIC DWA RAZY SIE NIE ZDARZA - NIE ZAWSZE !!!!!!!!!!!



Czasami się zdarza. Tak było i w tym przypadku. Mój styczniowy wypadeczek z ręką sprawił, że zacząłem myśleć poważniej o lataniu. Poważniej to znaczy tak, aby robić to jednak w oparciu o niezbedne wymogi formalne. No więc trzeba zrobić licencję, bo L-ka, mimo wylatanych wielu godzin jest nieważna. Wybór padł na EL-Speedo w Czechach. Nie latałem wiele lat w górach, więc okazja była znakomita. I przyznaję, że po tym second-kursie do dzisiaj chodzę z opadłą szczęką. Bo w skrócie to PROFESJONALIZM PRZEZ DUżE P. Żadnej prowizorki, pełne zaufanie kursantów do instruktorów, charyzma tychże i wspaniała atmosfera. Dużo by gadać. Rzutniki, symulatory, prezentacje, nieskończenie wiele materiałów poglądowych, nowiutkie skrzydła od SKY-a, pełne wyposażenie (varia, radia) i pełne oddanie instruktorów oraz ich osobowości.
Pawel - oaza spokoju, morze wiedzy, nieprzeciętna osobowość w nieprzeciętnym opakowaniu.
Dalibor - cappo di tutti cappi, trzyma wszystko w ryzach i czasami dobrze na niego popatrzeć by znać swoje miejsce w szeregu.
Już nie mogę się doczekać wyjazdu z nimi do Szwajcarii na kurs SIV.
Zdjęcia z całego szkolenia tutaj: http://www.elspeedo.cz/?page=4027&lang=pol

niedziela, 20 kwietnia 2008

JACK DANIEL'S A SPRAWA LATANIA



No i siedzimy teraz sobie we dwójkę - Jack Daniel's i ja. Ja mu opowiadam, jak było dzisiaj a on polewa. No wiec jak było ? Nareszcie normalnie tzn. słońce, wiatr i do 160 m nad start. Morze równe, trochę zimno. 7 godzin latania - od 13 do 20 a to już coś.
Mój nowy SWING Astral spisał się na medal. Oby nie zapeszyć, ale jeżeli w termice będzie chodził tak jak na klifie to po prostu miodzio. No więc polataliśmy sobie - żadnych tym razem transcendentalnych przeżyć. Bo latanie na klifie - w Chłapowie szczególnie- jest tak tak wiatr- laminarne. Gdyby nie coraz to nowe skrzydła w okolicy, można by zasnąć z nudów. Nie ma co marudzić. Latanko było od COS we Władysławowie do Falezy na granicy Jastrzębiej Góry. Siesta wzrokowo zaliczona (oh crazy memories !!!) żurek w Kredensie posmakowany, panie Monika i Bożenka na posterunku. Jak dobrze, że są miejsca na świecie gdzie wszystko idzie dawnym ustalonym torem. God bless Kredens !!!!
No i ja temu Jack-owi tak opowiadam a jego jakby coraz mniej :))))

Ale ile miałoby go być o 2 nad ranem ???
Po takim dniu wszystko jest piękne.
Ludzie, sprawy, rzeczy, wspomnienia, zimno, ciepło, ciemno,jasno,dlaczego, chodz, zadzwon, TESKNIE, kocham, nienawidzę, nie chcę,muszę, przepraszam, dziękuję, po co, kiedy i czy na pewno. Wszystkie te pytania i problemy sprowadzone są do lini horyzontu, do widocznego z tej wysokości końca Półwyspu Helskiego.
A jego jeszcze przecież 300 lat temu nie było !
A za 300 lat nie bedzie mnie juz 5 albo troche mniej razy.
K...a jak to zycie szybko mija :)))-Jack, prosze nie przeklinaj !!!!
Na zdjeciach ja i moj SWING. Zdjecia dzieki Marianowi ze Slupska (lub Leborka)
A na koniec jedno moje zdjecie Helu z oddali.
Cała reszta zdjęć pstrykanych przeze mnie tutaj: http://picasaweb.google.com/andrzej.pankowski/ChApowo19042008

czwartek, 17 kwietnia 2008

Nasz pierwszy raz - Chłapowo



Wtorek zapowiadał się idealnie. Na klifie w Chłapowie (wspomnienia !!!)stawiłem się ok. 13. Nie sam. Z moim nowiutkim Swing Astral 5. Postanowiłem nie owijać czasu w bawełnę, rozłożyłem i fruuuu, poniosło.
Niestety Eol postanowił z nas zakpić. Wiatru starczyło na 30-40 minut latania, potem jeszcze na małe pół godzinki i tyle.
Ale przeszliśmy przez nasz pierwszy raz. Chyba nam się podobało. Ledwie 30 m nad klif, ale postanowiliśmy być razem. Następnym razem spróbujemy w termice.
Kocham latać. Kocham patrzeć na morze z perspektywy mewy.
I kocham żurek i tatar z łososia w Kredensie.

środa, 16 kwietnia 2008

Face of the sun - pięknorzeczy detalu

Wrzucam nowy filmik. Ciekawe jest to, ze wszystkie zdjęcia stanowią wycięte kadry z ujęć wcale innych, nie poświęconych słońcu. To tylko i wyłącznie dowód na złożoność piękna rzeczy. I że wszystko może inspirować, zachwycać. I jeszcze to, że wiele z tych piękności jest ukrytych tuż obok nas, tylko trzeba je zauważyć. I myślę sobie, ile takich pięknych rzeczy uciekło mi przez palce, chociaż były blisko. Pocieszam sie tylko tym, że równie wiele takich pięknorzeczy jest cały czas wokół mnie i przede mną.
Na szczęście Dobry Bóg natchnął mnie do latania. A stamtąd, z góry widać więcej. Może więc ta perspektywa górnolotna ocali we mnie wrażliwość.
God bless the pilots, and their sense of beauty.

sobota, 5 kwietnia 2008

Ona już ze mną jest

Przyjechała wczoraj. Nie było mnie w domu, więc usiadła sobie cichutko w przedpokoju, naprzeciwko okna i chyba zmęczona zasnęła. Obudził ją mój dzwonek do drzwi. Wiedziałem, że będzie, czułem jej obecność przez zamknięte drzwi. W końcu, po ponad roku zdecydowałem się wrócić. Gdy tylko wszedłem uśmiechnęła się i trochę zakłopotana szepnęła - hej !!!! Miękko, cichutko takim półgłosopółszeptem.
Dotknęliśmy się, takie muśnięcie tylko a tyle wspomnień i dobrych myśli, chwil, rozmów, krzyków, przekleństw, zachwytów, przelanego potu i innych rzeczy, których pamiętać nie warto lub trzeba.
Nie ma słońca, wiatr targa drzewami deszcz i niedeszcz za oknem.
Siedzimy tak od paru więc dni i patrzymy na siebie.
Ja i paczka z moim nowym skrzydłem Swing Astral 5. Bo to wszystko o czym napisałem wyżej dotyczy latania. Bo o nim wszystko miało tu być !!!!!!

piątek, 4 kwietnia 2008

A teaz będę przydatny dla świata

Żeby nie bylo ze to latanie takie przemyślane i transcendentalne to proszę. Filmik z budowy. A co ? Też potrafię się na coś przydać. Tym razem dla potomności zrobiłem. Dziekuję Tomkowi, ze zabrał mnie w tandem, bo moja ręka jeszcze słaba i nie nadaje sie do glajcenia motorowego. Ale nowy Swing Astral 5 jest już w drodze, wiec kto wie czy w weekend nie odwiedzę Borska ???
P.S.
Nie mogę wkleić filmiku, przynajmniej na razie. Podaje wiec link:
http://www.youtube.com/watch?v=2Ot1iwiqxNM

sobota, 29 marca 2008

Cały dzień poszedł dzisiaj na robienie porządków w archiwum. No i sie zrobił z tego nowy filmik.

czwartek, 27 marca 2008

Będzie o lataniu

Taki przynajmniej mam zamiar.

1. Po pierwsze dlaczego ??? Odpowiedź - nie wiem. Kiedyś widziałem zdjęcie, potem szybko był kurs w Szczyrku u Tomka i dalej już poszło i trwa do dzisiaj.
To musiało siedzieć gdzieś głęboko, w najbardziej nieodkrytych zakamarkach umysłu. Żadnych wcześniej zabaw, modelarstwa, gazet. Aha !!! - z wyjątkiem może Dywizonu 303 czytanego z rozdziawioną gębą w wieku 10 lat. I taka zabawka jeszcze wczesniej - mały odrzutowiec ze znakami Czechosłowacji u dziadków w domu. I może jeszcze bieganie po ogrodzie i.."Panie pilocie, dziura w samolocie...."

2. Były sny, że latam. Najpiękniejsze jakie pamiętam. Tak normalnie, rozpostarte ręce i fruuuuuuuuu.
Gdy zacząłem latać sny się skończyły. Wracają gdy nie polecę dłużej niż 2-3 tygodnie.
Teraz, z powodu potrzaskanej ręki, wróciły.

Archeologia trzeciego wymiaru

To wszystko czego doświadczam, wznosząc się w powietrze, jest jak archeologia trzeciego wymiaru.
ON podzielił przestrzeń na poziomy. Na każdym doświadczam czegoś innego.
ON pewnie zrobił to w trosce o tych, którzy latają, byśmy nie zwariowali, aby skala określająca poziom euforii, zdziwienia i fascynacji przestrzenią nie roztrzaskała się z hukiem na głowie.
Pierwsze sto metrów jest jak przebijanie się przez wzburzone fale na brzegu morza. Targa skrzydłem na lewo i prawo, w górę i w dół. Nie widać nic a czuję, jakby coś za wszelką cenę chciało zatrzymać mnie na ziemi. A to tylko Eol. Nie znacie go ? To pogański bożek wiatru. Widać nie dogadał sie z NIM, albo ON, jak to ma w zwyczaju, nie wyjaśnił mu wszystkiego. Albo ON miał już dość awantury i zostawił Eolowi te sto pierwszych metrów w panowanie. A niech się głupi cieszy, pomyślał pewnie ON.
No i Eol stara się jak może. Niestety na próżno, na szczęście !!!!
Bo gdy pokona się tą pierwszą aeroarcheowarstwę, ON bierze mnie w dłonie i niesie ku transcendentum. Transcendentum, około 200m nad ziemią objawia się spokojem. To jak wejście do ciepłego domu. To moment, kiedy po sprawdzeniu, że wszystko czego brak może mi zagrozić, jest na swoim miejscu, skupiam się na odkrywaniu magii trzeciego wymiaru. Od tego momentu myślę już znowu o Tobie.
Następne 400-500 metrów to świat odkrywanych zapachów, które ON, jako karę za cały nasz ziemski bałagan ukrył tam. Las pachnie świeżością porannej rosy a powietrze drażni tajemnicami, których na próżno szukać niżej. cdn

Odkrywanie trzeciego wymiaru


Fascynowała mnie w szkole geometria przestrzenna, potem geometria wykreślna. Fascynowało mnie wyobrażanie sobie tego czego nie widać gołym okiem, a w każdym razie, że nie do końca widać wszystko.
Dzisiaj jednak wiem, że nie po to ON stworzył trzeci wymiar by skomplikować nam życie.
ON go stworzył, by ludzie patrzyli w niebo i chcieli tam na chwilę chociaż pobyć. ON go stworzył by niektórzy, mogli obcować z NIM trochę bardziej niż inni.ON go stworzył by niektórzy zobaczyli, poczuli i spróbowali zrozumieć to czego JEMU nie udało się nam przekazać w ciągu kilku dni STWORZENIA.I chyba on go także stworzył, aby niektórzy mogli zrozumieć, że wszystko to, co wydaje się nam ważne, wielkie i potrzebne na ziemi, jest w gruncie rzeczy tylko wewnętrznym, nieskończenie małym elementem struktury Wielkiego Nieogarnionego Planu.
I chyba jeszcze ON stworzył trzeci wymiar, by niektórzy zrozumieli, że chwila, którą widzisz na ziemi wygląda zupełnie inaczej niż chwila widziana z góry, że czas ma też swój trzeci wymiar.
ON go stworzył, by człowiek chciał te wszystkie tajemnice odkryć.
ON go stworzył, by niektórzy wbrew zasadom fizyki MARZYLI BY LATAĆ.