środa, 30 grudnia 2009

Na froncie. Przed dokładniej



No nareszcie coś się zadziało, bo już tak trochę po emerycku się latało.
Równo, prosto, najwyżej zimno i to wszystkie atrakcje - jak dotąd.
Aż tu dzisiaj PUK. Słońce świeci, wiaterek 4 m/s, biało dookoła istny zimowy raj.
Skończył się niestety 100 m nad ziemią. Jazda jakby na latającym dywanie po wydmach (widziałem kiedyś coś takiego w filmie Bolek i Lolek.
W skrócie rzecz ujmując RZUCAWKA. Na początku podjąłem walkę z lekko wstawionym Eolem, ale kiedy przy odpuszczonych trymerach GPS pokazywał 6 km/h do przodu, poddałem się w pierwszej rundzie. W tył zwrot i w dół. Ale nie żeby lądować. Poniżej 100 m powietrze się uspokoiło więc pograłem chwilę w wyścigi ze stadem saren, wymieniłem pozdrowienia swietlno-rekomachające z kierowcą TIR-a i tyle. Ziemia.
Nie było sensu, tym bardziej, że czarny front chmur, sprawca rzucawki zbliżał się niczym lokomotywa na filmie braci Lumiere.
Z lekkim więc niedoloto-niedosytem udałem się na stację w celu zakupu wina hiszpańskiego, które mam nadzieję, wzburzy krew i przywoła ciepełko Andaluzji.
No to bum !!!!!!

Brak komentarzy: