poniedziałek, 22 czerwca 2009

Słowenia, Jezioro Bohinj i wielka winna afera....



Słowenia jest jak zakonnica. Duchowo i fizycznie czysta, do bólu przewidywalna, uprzejma i tylko gdzieś w zakamarkach najbardziej ukrytych drzemią drobne pokłady szaleństwa. Na przykład w uśmiechu Ruka albo w bezradnym uśmieszku kierowcy nr 3.
Słowenia jest jak Syzyf. Walczy stale i bez widoków na sukces z rozsypującymi się zboczami gór i polityką morską Chorwacji.
Słowenia z powietrza jest trochę dzika, trochę grzeczna i nieprzewidywalna, bo w dni pochmurne "nosi" jak diabli, tak że umrzeć można u góry z głodu a w dni słoneczne nie. W dni słoneczne dusi tak, że nie wiadomo czy trzymać kierunek czy kask, żeby nie spadł gdy jedziesz windą w dół.
Słowenia zrobi kiedyś wielką finansową karierę, bo gdy zamawiasz wino "z piwnicy", takie własnej roboty, i przez kilka dni Ci smakuje, to potem w drodze do toalety odkrywasz jak z dwóch kapslowanych butelek za 1,25 euro sztuka, barmanka leje berbele to dzbana. I sprzedaje po 8 euro za butelkę.

Słowenia jest romantyczna. Uwielbiam patrzeć i słuchać jak Tomek kocha Tamarę.

Brak komentarzy: