środa, 10 czerwca 2009

Kto rano wstaje......
















Budzik wył do nieprzytomności. Trzasnąłem go w pysk ale ten z uporem maniaka po 10 minutach znowu swoje. Nic. Trzeba było wstawać, bo to jedyna szansa, żeby polatać.
A latania mam już taki głód, jak pacjenci z Dworca Zoo.
O 6.00 byłem w samochodzie i wio na upatrzone wczoraj startowisko. Tym razem padło na asfaltową dróżkę wśród łąk. Niezbędne babrania zajęły jakieś pół godziny i.......wtedy się zaczęło. Okazało się, że ta"dróżka wśród" łąk to dojazd do jakiejś zafajdanej, budowanej hali magazynowej. Więc przed 7.00 watahy, tabuny, karawany robotników, majstrów, inżynierów itp trzeba było przepuścić.
Słów wypowiadanych pod adresem tych bogu winnych ludzi wstydzę się do dzisiaj, fakt faktem, że mi lżenie ich sprawiało ulgę :-)).
Po starcie kierunek Czersk a dokładniej "pchanie ciężarówki z burakami pod górę). Prędkość 20 - 30 km/h, trymery odpuszczone a miasto za nic nie chciało być bliżej. Zajęło godzinę nim nadleciałem nad znajomy kościółek. W drodze tam, prawie same lasy i zapachy właśnie zaczęły przeciągać się w porannym słońcu. Pysznie, pachnąco, żywicznie, zielonolistnie.
Nad Czerskiem zwrot na Tucholę i nareszcie z wiatrem. Słońce wskoczyło trochę wyżej a pierwsze nieśmiałe bąble zaczęły tarmosić skrzydłem. Z Tucholi na Chojnice a tu.... "taniec konia na rozżarzonych węglach", z bocznym wiatrem. Termiczka tak się zaczęła wściekać,jakbym jej ukradł pieniądze. W każdym razie gdy zobaczyłem mój "pas startowy" i uzyskałem od miejscowego jastrzębia pozwolenie na lądowanie, uziemiłem się z wyraźną ulgą. Ponad dwie godziny lotu i na razie mój rekord FAI - 81 km.
Do następnego razu.
Szczegóły tutaj:
http://paramotors.xcontest.org/world/en/flights/detail:apa/9.6.2009/05:35

Brak komentarzy: