poniedziałek, 21 września 2009

Anioł poszedł spać, leśny diabeł sie zlitował. Żyję !!!!

Nie chce mi się o tym gadać. Nie chce mi się o tym pisać. Więc krótko.
Po 150 km, nagle, nad lasem zgasł silnik. Wysokość 150 m. Około 10-15 sekund na decyzję: Chce mi się żyć, czy umieram ????
Leciałem nad przecinką. Sekwencja ruchów, które wykonałem świadczyły, że wybrałem to pierwsze:
1. Nie zaciągam trymerów żeby skrzydło było twardsze i przeszło przez korony drzew.
2. Wkładam szybko w zęby rękawiczkę by chroniła przed wybiciem
3. Nie hamuje skrzydła
I co czuję ???
Trzask, chrobotanie, w końcu szarpnięcie jedno, drugie, lecę pyskiem na pień, owijam się wokół niego, dyndam przez sekundę, spadam na bok na pusty dodatkowy zbiornik na miękkie poszycie - wiem, że żyję, ani zadrapania. Nic. Kompletnie nic.
Końcówka skrzydła dynda 3-4 m nade mną, na gałęzi.
Uff !! Za dwa dni do Chorwacji na rejs. Będzie czas by się odnowić.