środa, 13 stycznia 2010

Wytłumaczyć się muszę


Na okładce kalendarza paralotniowego na rok 2010, przygotowanego przez Dominika ukazało się moje zdjęcie z zakonnicami na plaży. Jeden z kolegów zarzucił mi (bez złości oczywiście), że to fotomontarz PHOTOSHOPOwy.
Przyznać się muszę, choć może w tym konkretnym przypadku nie wypada, że to wynik polowania. Polowania na ZAKONNICE.
Szły sobie tego dnia od strony Władysławowa do Jastrzębiej Góry. Wypatrzyłem je z powietrza już gdzieś w okolicach Chłapowa i próbowałem podejść z różnych stron.
Nagle, tuż przy startowisku "zaskoczyło".
Szybko odbezpieczyłem sprzęt, przyhamowałem skrzydło, odczekałem i PSTRYK. Pięknie wyszły, takie rozwiane, zajęte rozmową.
Chyba mnie nawet nie widziały. Zresztą czemu tu się dziwić.
Nie z takimi kozakami na Niebie mają codziennie do czynienia.

sobota, 9 stycznia 2010

Śmigło



Podróżować i odkrywać można na różne sposoby. Można zaplanować wszystko od początku do końca, zabrać niezbędne rzeczy i oczytawszy się sprawozdań poprzedników wyruszyć. Wiemy kiedy mamy zacząć i tak jak Mr Fogg z opowieści Verne'a wiemy, że po 80 dniach mamy skończyć. Wcale nie znaczy to, że przygód i mrożących krew w żyłach zdarzeń nie będzie. Świat mimo swojej bezczelnej kulistej, wielopłaszczyznowej doskonałości jest, dzięki jakiemuś nieznanemu boskiemu szaleństwu, jednak nieprzewidywalny. W czasie, przestrzeni i nad.
Jak uczy przykład Wielkich Odkrywców lub innych szaleńców i tak wyjdzie na Boskie.
Funta kłaków warte będą plany, kreślone w tawernach czerwonym winem szlaki, tam i z powrotem.
Odkryjesz swoją Arkadię.
Tylko o tym, że to Ona, dowie się już tylko Twój Duch.

A można też tak jak średniowieczni Skandynawowie. Wyruszyć na viking wtedy kiedy poczujesz nieomylny podmuch bezprzestrzeni i usłyszysz miłosne westchnienia morskich Syren.
Trochę to mniej wygodne, bo czasu na pakowanie mało i nie wiadomo co zabrać.
Jedna wszak przewaga nad sposobem pierwszym.
Gdziekolwiek dotrzesz, nie zaznasz goryczy porażki a stopień oczarowania wszystkim dookoła po stokroć będzie większy.
Ten sposób podróżowania doprowadzić może do miejsca, gdzie staniesz przykuty do góry obok na wpół zmurszałego drzewa oliwnego i poczujesz, że dusza zlała się w jedno z powietrzem, kurzem i cieniem górskiej sosny.
I już zawsze będziesz chciał tam wracać.

wtorek, 5 stycznia 2010

Jak jak kocham NORWEGIAN !!!!!


Znowu bilety do Malagi po 300 pln tam i z powrotem.
Szybka akcja wśród kolegów i wio !!!!!!
7 marca na cały tydzień ALGODONALES. 4 godziny lotu i jestem w raju, którego Pan Bóg, z uwagi na grzechy moich przodków, nie wyznaczył mi jako miejsca stałego pobytu :-)).
Cieplutko, słonecznie, winnie i latająco, kolory, oliwne gaje i gaiki, bar Diegote.
I to latanie z andaluzyjskimi orłami pod ich lekko kpiąco-szyderczym wzrokiem.
Znowu jest po co żyć i znowu jest na co czekać.
W górę serca !!!!

niedziela, 3 stycznia 2010

ŚNIEŻNO - WIETRZNY PARAWAITING



Miał być drugi dzień noworocznego latania.
Tym razem prognozy pchnęły mnie do Władysławowa.
Godzina 6 rano wyjazd. I już na stacji benzynowej otrzymałem pierwszy zły znak.
Zamówiłem śniadanko w składzie hot-dog i herbata, po czym Panna Stacyjna dobyła z grilla bułkę wlała do nie musztardę i z brylantowym uśmiechem czającym się pod kurtyną opadających na czoło loków powiedziała SMACZNEGO.
A wsad - zapytałem ???
O k...a - powiedziała Panna Stacyjna - fajny początek dnia.

Cóż powinienem odczytać wtedy tajną, zaszyfrowaną wiadomość od Anioła.
Brak czujności zrzucam jednak na karb zaspania i zespołu stresu przedstartowego.
Anioł wiedział już wtedy, że na naszym ulubionym klifie, dzisiaj nawet Diabeł nie rządzi, zepchnięty do lasu przez Morskie Mary.
A te jak już się w końcu dopchają do maszyny z wiatrem, to nawet mewy wyskubują sobie ze skrzydeł lotki, żeby przypadkowo nie polecieć, malują się na czarno, włażą w kopce po kretach i udają, że latanie to absolutnie ostatnia rzecz, do której Stwórca je wyznaczył. Zresztą - kiedy widzę, na klifie, śnieg padający z plaży do nieba chyba trochę je rozumiem.
Spędziwszy w tym oku cyklonu cały dzień, kiedy miałem już mokre nogi do kolan i wywiane wszystkie włosy z głowy, poszukałem ratunku w żurku w Kredensie.
Tamtejsze Aniołki zajęły się mną czule i wróciłem do życia.
I tyle z latania. Do nastepnego !!!!!!

piątek, 1 stycznia 2010

Gdynia PARA Nowy Rok

Stawiło się dzisiaj w Orłowie ze dwudziestu lataczy. Warun kapryśny, odchyłka północna i szkwały nadawały lataniu swoisty koloryt.
Gratulacje dla władz Gdyni za płot, który masakruje próbujacych wystartować z klifu. Trzeba więc kręcić slalomy między rozentuzjazmowanymi spacerowiczami.
Załapałem się na ostanie dmuchy "wschodu" ok. 12.30.
Małe pół godzinki w powietrzu, w porywach 30m nad start, czyli dupskiem po krzakach, jak wrony.
Może jutro w Chłapowie na Helu będzie lepiej.
Dobranoc. Trzeba odpocząć i zebrać siły.

czwartek, 31 grudnia 2009

Aniele Stróżu - Dziekuję . Małym skrzydełkom też .


Zimno, biało dookoła, ale musiałem się z Wami zobaczyć, żeby podziękować.
Szczególnie, za ten jeden raz, wieczorem nad lasem w przecince na tracie z Bytowa.
Za to, że gałęzie nie były zbyt drapieżne, płot schylił się w ciemnościach, pień odsunął się trochę na bok a do ziemi z drzewa było tylko ze dwa metry.
I dziękuję jeszcze za ten mech tam na dole. I za grzyby następnego dnia.
I za rozmowę przez telefon wtedy.
I dziękuję jeszcze za kilka innych drobnych rzeczy latających, których nie zamierzam ujawniać.

W powietrzu dzisiaj spokojnie - taka cisza przed sylwestrową burzą.
Kilku rybaków na kruchej tafli jeziora i stado gołębi zabłąkanych gdzieś między polami.
Jutro latanie noworoczne. Może w Gdyni, może gdziekolwiek. Byle lecieć.
Szczęśliwego Nowego Roku. Wszystkim i wszędzie.
Niech Anioły Stróże będą z Wami.

środa, 30 grudnia 2009

Na froncie. Przed dokładniej



No nareszcie coś się zadziało, bo już tak trochę po emerycku się latało.
Równo, prosto, najwyżej zimno i to wszystkie atrakcje - jak dotąd.
Aż tu dzisiaj PUK. Słońce świeci, wiaterek 4 m/s, biało dookoła istny zimowy raj.
Skończył się niestety 100 m nad ziemią. Jazda jakby na latającym dywanie po wydmach (widziałem kiedyś coś takiego w filmie Bolek i Lolek.
W skrócie rzecz ujmując RZUCAWKA. Na początku podjąłem walkę z lekko wstawionym Eolem, ale kiedy przy odpuszczonych trymerach GPS pokazywał 6 km/h do przodu, poddałem się w pierwszej rundzie. W tył zwrot i w dół. Ale nie żeby lądować. Poniżej 100 m powietrze się uspokoiło więc pograłem chwilę w wyścigi ze stadem saren, wymieniłem pozdrowienia swietlno-rekomachające z kierowcą TIR-a i tyle. Ziemia.
Nie było sensu, tym bardziej, że czarny front chmur, sprawca rzucawki zbliżał się niczym lokomotywa na filmie braci Lumiere.
Z lekkim więc niedoloto-niedosytem udałem się na stację w celu zakupu wina hiszpańskiego, które mam nadzieję, wzburzy krew i przywoła ciepełko Andaluzji.
No to bum !!!!!!

niedziela, 27 grudnia 2009

Też o lataniu, innym, do dna.......


Million Dollar Hotel.
Oglądałem ten film w Warszawie, niedawno jeszcze raz.
Pokręcony i wzruszający, przerażający.
Wysysający jak najdalszy lot.
Mila Jovovich, Mel Gibson, Bono producent i współautor muzyki.
Nie wiedziałem, że słowa do tej piosenki napisał Salman Rushdie. Dopiero teraz widzę, że starszy pan w oknie to ON !!!!
A kiedy mrok był już nie do zniesienia, film kończyła scena na dachu wieżowca.
Bez happy end'u.
To najlepsza fabularna scena "startu" jaką znam.
Fantastyczny ten moment zawahania TOM TOMa podczas rozbiegu.
A jego lot to chyba kwintesencja wolności i zrzucenia wszystkiego co trzyma człowieka na ziemi.
Miało być o lataniu ? Wszystko jest lataniem !!!
Nawet ziemia pod jej stopami (Ground beneath her feet)
Proszę.

Ciepło-zimno. Dwa światy. Pod i nad inwersją.


Pierwszy świat zimny, mglisty i szary. Mniej więcej do 400 npm.
Potem nagle, jakieś 50 m wyżej otworzyły się jakby drzwi do pieca. Na oko z 5 stopni więcej, słońce, błękit - nie chce się wracać. Tylko latać w te i z powrotem, chować się i grać w berka z malutkimi skrzydełkami.
Z wiatrem, pod wiatr, nad jeziorem, nad lasem tak samo jak czasem pijane od lata wróble.
A Ziemia taka bezkolorowa, zadymiona porozjeżdżana i pocięta koleinami lub obsypana trędowatymi osiedlami.
Na koniec chwilka pod choinkami aby odpocząć i napatrzeć się w zachodzące słońce.
No i wyszło 25 km - szczegóły tutaj:
http://paramotors.xcontest.org/world/en/flights/detail:apa/27.12.2009/12:50

czwartek, 24 grudnia 2009

Chodźmy polatać !!!!

No dobrze, przecież wiem że masz tam cieplej, i kolorowo bardziej i słoneczniej i przyjemniej pod każdym względem. I wiem, że może Ci się nie chce.
Ale bardzo Cię proszę.
Ubierz coś ciepłego na skrzydełka, owiń szyję szalikiem i koniecznie weź czapkę.
Obiecuję, że nie będzie długo i daleko.
Tak chwilkę nad jeziorem.
Połamiemy się opłatkiem a potem każde w swoją stronę.
Ty, tam gdzie skrzydełkom będzie przytulniej, ja tam, gdzie bardziej biało.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Z Wiesławem na Wisłą


Jako że w celu odświeżenia spojrzenia i za namową udałem się w okolice Grudziądza.
Tamże po wykonaniu kilku dramatycznie pięknych przelotów na wysokości źdźbeł ozimej pszenicy odezwał się we mnie gen podróżnika i zapodałem kierunek naprzód.
W powietrzu, odpuściwszy sterówki dokonałem pośpiesznego wytyczenia trójkąta, który zdecydowanie urozmaicił doznania.
Pierwej więc wzdłuż matek polskich rzek Wisły, do miasta Nowe. Dalej w kierunku autostrady A1, która to wbrew oczekiwaniom niejakiego Tuska, nie wydłużyła się od ponad dwóch lat ani o milimetr, mimo wysokiej latem temperatury. I z powrotem ku lądowisku pomiędzy drzewy wierzb płaczących preludiami Chopina a szklarniami nie płaczącymi niczym za to dymiącymi CO2, przez co dramatycznie ponoć wpływającymi na los grenlandzkich i arktycznych ścierwojadów pierzastych i futrzastych.
Na koniec, standardowe jak na tą porę roku odmrażanie wszystkiego (tego też !!!) i po zawodach.

sobota, 12 grudnia 2009

Nie wierzyć fizyce klasycznej !!!!!


Po dzisiejszym locie, gdybym był ze 20 lat młodszy, pewnie zacząłbym studia nad fizyką klasyczną aby obalić jej dogmaty (ciekawe czy u Einsteina też się tak zaczęło).
Ale nie jestem, więc wyłożę tylko swoje wątpliwości:

1. Dlaczego człowiek (w powietrzu) marznie w ciągu 5-10 min a po wylądowaniu, rozgrzewać się do stanu poprzedniego musi przez godzinę i to w wannie z gorącą wodą ??

2. Dlaczego, kiedy człowiek jest zmarznięty na kość, wydłuża się odległość i czas osiągnięcia założonego celu lotu ??

3. Dlaczego mimo spadku temperatury ciała poniżej 35 stopni, po wylądowaniu mam mokre plecy ??

4. Dlaczego podczas lotu w temperaturze poniżej 0 stopni zapominam słów ulubionych piosenek ??

5. Dlaczego, gdy wkładam z zimna obie ręce pod tyłek, prawa rozgrzewa się szybciej ??

6. Dlaczego, kiedy nie mogę z zimna już ruszyć niczym, nawet migdałkami w gardle, opadanie układu pilot-skrzydło zmniejsza się prawie do zera ??

Nic tu nie pasuje do ogólnie przyjętych teorii. Dlaszszszszszeho ???
Jutro sprawdzę powtarzalność moich obserwacji u Wiesia pod Grudziądzem. O !!!

If I have to fly away*- Pamięci Wojtka w pierwszą rocznicę jego najdłuższego lotu.



Lyrics to If I Have Fly Away :
And if I have to FLY AWAY*, will you remember me?
Will you find someone else, while I'm HIGH ABOVE*?
There's nothing for me, in this world full of strangers
It's all someone else's idea
I don't belong here, and you can't go with me
You'll only slow me down

Until I send for you, don't wear your hair that way
If you cannot be true, I'll understand
Tell all the others, you'll hold in your arms
That I said I'd come back for you
I'll leave my jacket to keep you warm
That's all that I can do

And if I have to FLY AWAY*, will you remember me?
Will you find someone else, while I'm HIGH
ABOVE*
?

Miało być o lataniu, więc trochę zmieniłem tekst:-))
Wierzę, że gdyby Tom umiał latać, zrobiłby to właśnie tak.
Sorry Tom, You knew that I had to.......

czwartek, 10 grudnia 2009

Wczesnozimolatanie



Zimy nie widać, więc postanowiłem jej poszukać w powietrzu.
Latanie zimowe różni się od latania letniego.
Latem, jak się lata to się śpiewa, żeby nie być gorszym od pierzastych.
A jeśli za punkt odniesienia wziąć wronę, srokę lub nawet bociana, to wychodzi na to, że jestem Pavarotti przestworzy.
Zimą jest inaczej. Zimą w powietrzu się krzyczy, z zimna dokładniej.
A ponieważ pierzastych jakby mniej więc i tak reszta ścierwojadów bierze mój krzyk za śpiew.
No i znowu jestem Pavarotti, tym razem do kwadratu. Tak czy owak ingennium.
36 kilometrów. Byle latać !!!!!!

czwartek, 3 grudnia 2009

Wspomnienia z wypadu do Hiszpanii



Trochę czasu minęło od powrotu, ale w końcu udało się uporządkować materiał i coś tam sklecić.
Takie moje osobiste inspiracje i wspomnienia.
Wracam tam tak szybko jak tylko się da.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Raz nad ziemią a raz pod. A co.......


Zachciało się zimowej archeologii to mam.
Wykopaliska w Tucholi. Średniowieczne miasto odkrywa swoje tajemnice, których nawet z lotu ptaka nie uświadczysz. Wielki, głeboki na 3,4 m piec do wypalania cegieł a w nim krzyżacki miecz, topór, siekiera, chełm (?) i kupa innego żelastwa. A do tego błoto, zimno przeszywające każdy kawałek kości, deszcz, kibice i ich nieskończone opowieści jak to chcieli zostać archeologami, i że to to tam w rogu to na pewno ślad po starym grodzie.
Coraz głębiej zimniej i ciekawiej.
I ciągle patrzę w niebo a ono jak kapryśna panna, nic tylko sypie chmurnymi perłami, strzegąc dostępu.
Hiszpanio ogrzej !!!! Wysusz !!!
Już niedługo.

środa, 4 listopada 2009

A bo co ja wiem o Hiszpani ????

Znam Viki, Christine i Barcelone,
Wiem, że Hemingway został tam sowieckim agentem
Że nie wolno używać w dokumentach nazw mąż/żona ojciec/matka
Tylko partner A i B
Podobno niedługo będzie można nawet wyjść za banana albo za kubek po jogurcie
Znam Gaudiego, Picassiego(-:))), Corride i Pampelune,
No i Penelope Cruz, chociaż ona podobno o mnie nie słyszała.
Hiszpańska mucha (ups !!!!)
Spanish guitar Garry Moore'a
Grypa hiszpanka
Hiszpanka, która ukradła Rafała.
Flamenco.
Mało.
Trzeba jechać i polatać.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Vae misero mihi ................................



Niedawno żona kolegi, gdy w trzaskającym mrozie pakował się do latania stwierdziła mniej więcej tyle, "Że to już nie hobby, to choroba".
I coś w tym jest.
Tylko co ? Regresywny ptasi gen ? Ptasia grypa a może ptasia jasna cholera ?
E tam, nie ważne co. Byle latać.

Śpiewanie o sfilcowaniu myślenie o przemijaniu



Tempus non pennis non status
a w dodatku
panta rhei
więc mówisz sobie stale, że
Calvitium non est vitium, sed prudentiae indicium
ale co tam
Semper in altum !!!!!!
I wszystko się zgadza Panie Lubomski oprócz:
- skakania głową w przód
- latania, fruwania w dal
- spadania noszenia
- latania, sięgania chmur
Więc płyń Pan, szukaj portu snów, lataj do stron gdzie rosną skrzydła zamiast rąk.
Pomogę. W lataniu jasne że.

Jazzolatanie harmoniczne



Czasami ma się w sercu takie rzeczy, że nawet pod chmurami śmiałości człowiek nie ma i odwagi, żeby się wykrzyczeć.
Na szczęście Lubomski jest.