sobota, 9 stycznia 2010

Śmigło



Podróżować i odkrywać można na różne sposoby. Można zaplanować wszystko od początku do końca, zabrać niezbędne rzeczy i oczytawszy się sprawozdań poprzedników wyruszyć. Wiemy kiedy mamy zacząć i tak jak Mr Fogg z opowieści Verne'a wiemy, że po 80 dniach mamy skończyć. Wcale nie znaczy to, że przygód i mrożących krew w żyłach zdarzeń nie będzie. Świat mimo swojej bezczelnej kulistej, wielopłaszczyznowej doskonałości jest, dzięki jakiemuś nieznanemu boskiemu szaleństwu, jednak nieprzewidywalny. W czasie, przestrzeni i nad.
Jak uczy przykład Wielkich Odkrywców lub innych szaleńców i tak wyjdzie na Boskie.
Funta kłaków warte będą plany, kreślone w tawernach czerwonym winem szlaki, tam i z powrotem.
Odkryjesz swoją Arkadię.
Tylko o tym, że to Ona, dowie się już tylko Twój Duch.

A można też tak jak średniowieczni Skandynawowie. Wyruszyć na viking wtedy kiedy poczujesz nieomylny podmuch bezprzestrzeni i usłyszysz miłosne westchnienia morskich Syren.
Trochę to mniej wygodne, bo czasu na pakowanie mało i nie wiadomo co zabrać.
Jedna wszak przewaga nad sposobem pierwszym.
Gdziekolwiek dotrzesz, nie zaznasz goryczy porażki a stopień oczarowania wszystkim dookoła po stokroć będzie większy.
Ten sposób podróżowania doprowadzić może do miejsca, gdzie staniesz przykuty do góry obok na wpół zmurszałego drzewa oliwnego i poczujesz, że dusza zlała się w jedno z powietrzem, kurzem i cieniem górskiej sosny.
I już zawsze będziesz chciał tam wracać.

Brak komentarzy: