niedziela, 22 marca 2009

Tylko espresso......i wino !!!!!!


Krowa mówi: Prędzej mi skrzydła wyrosną niż wy mi tu k....wa zalatacie !!!!!








Ale że gadało bydle w jakimś południowo włoskim dialekcie, nikt jej nie zrozumiał a w każdym razie nie wziął jej słów na poważnie.
Wróciliśmy. Jeden dzień latania i jeden piękny wieczorny żagielek nad Normą.
I tyle !!!!!!
Jeden dzień !!!!!!
Pamiętaj: zanim zalatać będziesz chciał, zawsze zapytaj Czarnej Krowy.
Przynajmniej w Bella Italia.

poniedziałek, 16 marca 2009

Latające Espresso

Wiesiu zadzwonił. Jutro Włochy, Norma, latanie.
I espresso. I tyle. Jedziemy.

środa, 11 marca 2009

Słońcologia - wypatrując wiosny.


Od pierwszego dnia życia jest z nami. Najpierw oślepia, potem grzeje a potem już tylko tęsknić za nim trzeba w dni takie jak dzisiaj.
Bo nie ma dla człowieka bardziej oczywistej rzeczy niż Słońce.
Wyznacza rytm i kiedy już raz go na Ziemi zabrakło na dłużej, wyginęli wszyscy niezwyciężeni.
A potem, za kilkaset milionów lat, dzięki temu, że przygasło, pojawiliśmy się My.
I na razie Ono nam sprzyja.
Zebrałem dzisiaj wszystkie, Jego Słońca, zdjęcia zrobione z powietrza by odkryć (z małą pomocą współczesnej techniki) to, co na ziemi nie zawsze jesteśmy w stanie zobaczyć.
Bo najczęściej, w swojej ludzkiej zarozumiałości zapominamy, że istniejemy tak długo jak ono chce świecić.
I wszyscy myślą, że Ono jest tylko jedno…….

Dlaczego mnie ciągnie do nieba ???


Teoretycznie nie powinno przecież. Praktycznie zresztą też.Bóg nie dał nam skrzydeł tylko nogi niestety ,z wyraźnym przykazaniem aby ich używać.
I w zdecydowanej większości realizujemy ten jego plan bezdyskusyjnie.
Niektórzy nawet bardziej.
Dbają o komfort swoich par nóg, rano wkładając ciepłe buty potem wskakują
w ciepłe bambosze a potem przechodzą do pozycji horyzontalnej i tak w kółko.
Ale niektórych, prawda że zdecydowaną mniejszość, ciągnie do góry.
Mam na to swoje wytłumaczenie. Pan Bóg na początku stworzenia sam dobrze nie wiedział co ma chodzić, co będzie pływać a co latać. I tak sobie próbował i doklejał a jak mu się nie podobało to odklejał
i znowu doklejał i bawił się tak długo zanosząc się ze śmiechu aż
to co zrobił miało jako taki kształt i wygląd. . No ale jak na mocno zajętego przystało, zapomniał wymazać ślady tych prób z głów stworzeniom.
I dlatego w niektórych z nas pociąg do nieba jest tak wielki.........
I jeszcze mnie ciągnie z powodu ciszy i spokoju i harmonii i braku granic
i przeszkód i że nie ma tam wyżej złych i dobrych mądrych i głupich.
Są tylko myśli tęsknota i radość że gdy się poleci kiedyś w najdłuższy lot
nie będzie we mnie strachu.Bo już wiem jak to jest, gdy mnie ciągnie
do nieba.

niedziela, 8 marca 2009

Śpiewo latanie a raczej czego mi brak


Jeżeli planuje się przelot w trakcie takiego zamglenia jak dzisiaj rano, to znaczy, że się człowiekiem Wielkiej Wiary jest.
Ledwo otworzyłem oczy a już humor zgasł jak wypalona świeczka. Płotu sąsiada widać nie było, we mgle majaczyły gdzieś obrazy z nocnego snu, nawet miau(ł)czenie kota za oknem było zdecydowanie zamglone.
Rzut oka na prognozę ICM wart był tyle co opowieści bajów kaszubskich o pogodzie - Łalbo bydzie łalbo nie bydzie ale jokoś tam zowse bydzie.
Ale jakom na drugie mam Ryszard co oznacza wielkie serce, więc zacząłem przygotowania.
No i nagle bum !!!! Mgła do góry, wiaterek ino co - więc dalejże dosiadłem niebieskiego rumaka i już byłem na polu. Chwilę zajęło jeszcze wyszukanie w miarę twardego miejsca do startu i.........już nas nie było. Rychło okazało się, że mgła zawisła na 180-200m i jakoś wyżej polecieć nie chciała. No więc leciałem prawie jakbym tarł głową po suficie. Zimno było upiornie. Wilgoć wzmagała jeszcze uczucie chłodu i pomyślałem sobie:
- A tam, pośpiewam sobie paralotniarskie piosenki !!!!!
- Zaraz, zaraz, co pośpiewasz? - zapytało echo.
- No, paralotniarskie piosenki -powiedziałem- i zacząłem dobywać już pierwszą nutę kiedy nagle zdrętwiałem nie z zimna bynajmniej.
To co przemknęło mi przez myśl było jak rażenie pioruna, jak negatywka, jak nagła klapa pięć metrów nad ziemią
- No, normalnie Misiu - znowu odezwało się echo- no nie masz kurde paralotniarskich piosenek !!!! No i co ?????
- Nic. Pustka jaką miałem w głowie, porównywalna była tylko z bezmiarem przestrzeni, której byłem w tej chwili cząstką.

W międzyczasie, gdzieś między Czerskiem a Tucholą mgła zniknęła i znalazłem się w krzyżowym ogniu pierzastych: z lewej klucze żurawi, nade mną cała banda wygłodniałych jastrzębi po prawej dzikie gęsi. Pierzaści wyglądali też na zziębniętych, zacząłem więc, dla rozgrzewki prezentować znany mi repertuar pieśni patriotyczno - żeglarskich w kolejności jak niżej:
1. Drunken sailor - http://www.youtube.com/watch?v=ulWXvzL6nuA
2. Fuck the british army - (http://www.youtube.com/watch?v=IFnVhUHOnbQ)
3. Samotna harmonia - w wersji oryginalnej, rosyjskiej
4. Przybyli ułani
5. Leśna piechota
6. Jak dobrze nam - piosenka harcerska
Rozgrzawszy się nieco, przy drugim punkcie zwrotnym, pewien już byłem, że Pan wyznaczył mnie do nowej misji:

" MUSITA MIEĆ SWOJE PIOSENKI, GLAJCIARSKIE, O LATANIU !!!! - powiedział Pan- a mnie nie pozostaje nic innego jak tylko misję przygotować.
I to niniejszym czynię i pytam:

KTO SIĘ PODEJMIE (A MOŻE TACY JUŻ SĄ) STWORZENIA ŚPIEWNIKA GLAJCIARSKIEGO ???
Teraz lecę z tematem na listę pl.rec.paralotnie - może ktoś coś wie.

P>S> Track lotu jak zwykle w zalączeniu. Zdjęcia później, bo wyszły jakoś takie niebieskie.

niedziela, 1 marca 2009

W drugą stronę


Dzisiaj zaplanowałem trójkąt w kierunku północnym. Podwiozłem sprzęt do Rytla, na swoje ulubione startowisko. Kryzys ma swoje dobre strony, bo na wytyczonych działkach nikt jeszcze niczego nie buduje, więc miejsca ile dusza zapragnie. Aparat, wario i gps po wczorajszej kąpieli błotnej wysuszone i odczyszczone. Dodatkowe pary gaci i polarów założone, szpej, napęd i fruuuuu. W kierunku Borska, bo tam mieli latać koledzy z 3 miasta. Nad lasami obowiązkowe bąble termiki, trochę bujania, wznoszenia,spadania - jak zwykle. Na miejscu okazało się że lotnisko ujeżdżali tylko kartingowcy i motocykliści. Naszych nie było, więc chwila latania na oczach dorodnych blondynek towarzyszących motocyklistom i dalej na Czersk. Stamtąd poszła już dzida z wiatrem, chwila i byłem na miejscu. Trochę się rozwiało w międzyczasie więc lądowanie prawie w celu przy samochodzie.
Mapka lotu jak zwykle i kilka fotek. O !


sobota, 28 lutego 2009

Zanim padnę jak mucha.......z zimna,



Będę się streszczał - z zimna.
Przeleciałem zaplanowany trójkąt. Wszędzie pełno błota a dookoła wygląda (z góry) jak po powodzi.
Zdjęć nie będzie, bo aparat postanowił przed startem zaliczyć kurs nurkowy PADI.
Teraz on się suszy, a ja cichutko, w kąciku umieram z zimna.
W załączeniu track lotu.
"I am prszivatttt dancer, dancer for money..........."- wtajemniczeni w Madagaskar 2 wiedzą o co chodzi :-))

niedziela, 22 lutego 2009

Dobrze i tak



Plany były trochę inne. Chciałem w końcu pokonać trójkąt Chojnice-Czersk-Tuchola.
I wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Słoneczko miodzio, wiatr słabiutki, sprzęt przygotowany. Niestety pokonała mnie temperatura. Gdzieś nad Rytlem byłem już taki zziębnięty, że potrzebna była szybka korekta planów. Zakręciłem w stronę Tucholi, ale pod wiatr było jeszcze gorzej. We mgle zamajaczył Raciąż i nad nim zakręt i fruuu do miejsca startu. Leciałem trochę z bocznym słońcem.Udało się trochę odtajeć - przynajmniej dłoniom. Ciekawie też było z innego powodu. Mgła przykrywała horyzont i widoczne zawsze miejscowości i znaki szczególne terenu były niewidoczne. Leciałem więc z nosem w ekranie GPS-a. W końcu wyłoniły się Chojnice, zrobiło się cieplej (na duszy)i lądowanko na zmarzniętej tafli Jeziora Charzykowskiego. Ufff !!!! Topniałem do nocy !!!!!!!
A tu parę zdjęć z przelotu.

środa, 18 lutego 2009

Zamarznięte jeziora, gorące głowy i grube kalesony

No, w tytule zawarłem wszystko.
Forma jakże oszczędna, treści całe tony.
W załączenie film.

wtorek, 17 lutego 2009

Remanent 2008

Siedzę i próbuję się podleczyć. Robię więc małe remanenty.
Ot takie coś znalazłem. Napisałem to by nieść kaganek łoświaty.
Ku pamięci !!!!!!

Artykuł z portalu Chojnice24.pl. Link na końcu.

Z perspektywy anioła


Andrzej Pankowski - paralotniarz z Chojnic opowiada nam o swojej pasji... W portalu pojawiały się już fotografie autorstwa Andrzeja Pankowskiego, dziś możemy obejrzeć również filmy. Zobacz jak wygląda obwodnica z lotu ptaka - zdjęcia z 2 kwietnia.


Tak zaczynałem
Paralotniarstwo to najtańszy i najprostszy sposób na realizację marzeń o lataniu. Moja pasja wzięła się z całkowitego przypadku, lub jak kto woli, z Bożego natchnienia. Pewnego dnia kolega pokazał mi zdjęcie paralotniarza unoszącego się nad jedną z beskidzkich górek. Patrzyłem na to zdjęcie jak zahipnotyzowany i natychmiast zdecydowałem, że też muszę spróbować. Jakaś tajemnicza siła spowodowała, że za 3 tygodnie byłem w Szczyrku na kursie. I w ten właśnie sposób, od roku 2003, latanie jest moją wielką pasją.

Skąd wzięło się paralotniarstwo?
To bardzo młody sport, który narodził się w Alpach Francuskich w latach 80-tych XX wieku, czyli (tak, tak !!!) jakieś 30 lat temu z... lenistwa. Po prostu alpiniści, zdobywając szczyty mieli dosyć mozolnego schodzenia. Zabrali więc ze sobą zwykły spadochron i po zdobyciu góry sfrunęli nim w dolinę. Jeden z pierwszych udokumentowanych na taśmie filmowej zlotów, pochodzący z roku 1985 można obejrzeć w serwisie Youtube. Potem poszło już błyskawicznie, a w ciągu następnych 20 lat, sport ten stał się pasją dziesiątków tysięcy ludzi na całym świecie.

Dla każdego coś miłego
Dzisiaj paralotniarstwo ma wiele odmian, bo ludzie, realizując swoje marzenia o lataniu ulepszali konstrukcje skrzydeł i wymyślali kolejne innowacje. Aby uprawiać ten sport, nie trzeba mieszkać już w górach. Latamy za wyciągarką, z silnikiem, są i tacy, dla których wykonywanie akrobacji to esencja latania. Więcej możecie zobaczyć odwiedzając serwis youtube, wpisując w wyszukiwarkę hasła: "Borsk – o lataniu za wyciągarką", "PPG Polska – o lataniu z napędami", "Paralotnie lub paragliding – o lataniu swobodnym". Aby zdobyć podstawową wiedzę fachową polecam serwisy: www.kamil.paralotnie.pl, stronę polskiego producenta paralotni: www.dudek.com.pl lub młody, polski serwis poświęcony akrobacjom www.flyordie.info

Z perspektywy anioła
Nie wiem, kiedy Pan Bóg postanowił, że ludzie nie będą mieli skrzydeł. Musiał chyba jednak trochę eksperymentować na początku... musiał się trochę wahać. I chyba nie do końca z ludzkiego umysłu wymazać ślady tych doświadczeń. Bo jak inaczej wytłumaczyć tą wieczną tęsknotę człowieka do latania, która zaprzecza przecież ustalonemu porządkowi rzeczy. A może my, ludzie którzy latają, jesteśmy wybrani przez Niego, by świadczyć przed resztą, że istnieje lepszy i piękniejszy świat, że istnieje wieczny błękit, którego nie trzeba się bać? Ten inny wymiar świata, nie zaczyna się hen wśród gwiazd ale już jakieś 200 metrów nad ziemią. Z tej wysokości Ziemia jest inna, wszystko nabiera harmonii i kolorów. 300 – 500 metrów wyżej to strefa zapachów, które On ukrył przed nami za cały ten bałagan, który sobie sprawiliśmy na ziemi. I największe zaskoczenie – z wysokości 1800 metrów, nie widać nas, ludzi. Zupełnie tak, jakby On, w obawie przed kruchością swojego stworzenia, chciał nas ukryć we wszechświecie.

http://www.chojnice24.pl/1-2784-z_perspektywy_aniola.html

poniedziałek, 16 lutego 2009

Zimowa Orgia Crazy People


To co się dzisiaj działo nad Jeziorem Charzykowskim, na nim i wokoło przechodzi ludzkie pojęcie.
Dziesiątki ludzi pozytywnie trzepniętych śmigało po lodzie obok siebie w zgodzie i z szacunkiem na:
bojerach jedno i dwu osobowych, przerobionych łódkach żaglowych i wędkarskich, łyżwo-szybowcach, moto-sankach, moto-nartach, paralotniach i snow-kite'ach.
Padam na pysk.
Na zdjęciach odpowiednio:
Ja i zwykłe nudne latanie, ja i moto-narty, Tomek i moto-sanki, Robert i Jantar MB



czwartek, 12 lutego 2009

W mgiełce z wiosną


Ale pachnie w powietrzuuuuuuu. Chociaż sypnęło ostatnio, nie da się ukryć że nadchodzi siostra Wiosna.
Dziwnie było, bo jak wchodziliśmy z Tomkiem do januszowego hangaru, nic nie zapowiadało latania. Mgła od wysokości oczu do nieskończoności. No to zaczęliśmy grzebać przy moim SNAP-ie.
Pogrzebaliśmy z godzinkę, wychodzimy na zewnątrz a tu.....ło Matko Boska !!!!!
Błękitne niebo, słońce świeci jakby chciało nadrobić stracony czas, cieplutko, milutko, jak w raju. Nawet moje zapalenie płuc zwinęło się w kłębek.
No i znowu trzeba było latać !!!!!!
Można było nawet bez rękawiczek, w mordkę grzało, śmigło dawało czadu, pachniało dookoła ciepłą ziemią. Nawet kuzynka termiczka, ziewając jeszcze jakby się budzić chciała. I tylko jeszcze białe płaty śniegu gdzieniegdzie przypominały, że to 7 luty.
Po godzince latania powrót do Nakła, morda szczęśliwa i tyle. Do następnego !!!!!

piątek, 30 stycznia 2009

Grypa w niebie. Nad Nakłem.


Ponieważ naziemne próby zgubienia gówna zwanego grypą nie dały rezultatu, postanowiłem spróbować zabić ją zmniejszonym ciśnieniem czyli lataniem.
To, że im wyżej tym ciśnienie niższe udowodnił całkiem niedawno mój ulubieniec, którego ukryję pod pseudonimem conDONEK.
Otóż conDONEK udał się z conGOCHĄ w podróż życia w tereny górzyste Peru. Tamże zaznał uczucia halucynacji, które w jego przypadku akurat nie objawiły się jakimś szczególnie głupim gadaniem, bo to, to robi on codziennie, nawet na Żuławach czyli depresji.
U conDONKA wystąpiło zjawisko pomroczności jasnej (czyli wie, że robi coś głupiego ale nie potrafi tego zatrzymać - bo to pierwszy raz!!!!!). A konkretnie założył on na siebie (conDONEK) gustowną czapeczkę na główkę.

Marszałek, powiedział kiedyś o takich: Wam kury szczać prowadzać a nie polityką się zajmować. No ale jak ktoś kiep z historii (mimo, że mgr) to może nie wiedzieć.
Dobra. Dosyć. O lataniu miało być. No więc pod pretekstem wizyty u Mamusi, zalataliśmy z Gaczorkiem chwilkę, mnie wyrzuciło aż pod Sadki i tylko 5 warstw lumpów spowodowało, że nie zamarzłem. Jednocześnie donoszę, że w powietrzu CZUĆ WIOSNĘ JAK DIABLI.
W załączeniu mapka przelotu. Pa.

wtorek, 13 stycznia 2009

Znowu nad Nakłem

Janusz naprawił mi napęd więc trzeba było spróbować. A że dopisała pogoda, wiaterek ok. 4 m/s no to fruuuuuu. Mała rundka nad Nakłem, kółko z okazji urodzin Zosi nad jej balkonem, spotkanie z duchem Karola, odwiedziny u Andrzeja S., potem wzdłuż Noteci i po 45 minutach........brak czucia w rekach, nos jak sopel więc trzeba było lądować.
Ale sezon 2009 oficjalnie dla mnie rozpoczęty.
Teraz tylko małe poprawki w zamocowaniu uprzęży i można latać,
o ile SNAP (silnik - to "arcydzieło gejowskiej,
włoskiej mysli technicznej) znów się nie sp...li.
Niemcy tłumaczą nazwę FIAT jako FEHLER IN ALLE TEILEN :-)))).
Muszę koniecznie wymyśleć coś na SNAP.

wtorek, 2 grudnia 2008

AVE AVE AVE...................................

Wspaniała piosenka o rzeczach, których nie da się naprawić, ale o których trzeba myśleć by w następnym LOCIE nie popełniać tych samych błędów.
http://www.youtube.com/watch?v=cjsbQtrDvvQ

W nieskończoności pyłem
























Łapię chwilę bo może się nie powtórzyć. Patrzę dookoła szeroko otwartymi oczami by nie umknęła mi najmniejsza cząstka nieskończoności, którą On skomponował dla nas.
Patrzę przed i za siebie, patrzę z góry i z dołu i zawsze po dwakroć by pewnym być, że chociaż nie rozumiem wszystkiego, to próbowałem ogarnąć.
I kiedy słońce zachodzić będzie znowu, życzę sobie abym pewny był, że wypiłem dzień do ostatniej kropli.

wtorek, 18 listopada 2008

Pamięci Wojtka (iiiiiiiii)


Latamy z aniołami a czasem jeszcze wyżej.
Lecimy gdzieś wysoko, ciągle pytając Pana Boga, dlaczego nie dał nam skrzydeł. Odrywamy się od Matki Ziemi doświadczając niezliczonej i nieosiągalnej zwykłemu śmiertelnikowi liczby duchowych uniesień.
Podziwiamy dzieło Stwórcy i zdawszy sobie sprawę z małości i względności naszego istnienia, dotykamy Ziemi z pokorą.
Wszystko wtedy przyjmuje właściwe proporcje.
Głupcy mówią, że to adrenalina. My wiemy, że to Transcendentum.

Są różni wśród nas.
Szaleńcy, rozważni, romantyczni, zapobiegliwi, wariaci i marzyciele.
Niektórzy gonią za wynikami, inni za pięknem, jeszcze inni sami nie wiedzą za czym. W zupełnie nielicznych, najlepszych wśród nas, Pan Bóg poukładał te klocki nad podziw proporcjonalnie.
Wojtek należał właśnie do tych wybranych.
Przedwczoraj odleciał w swój najdłuższy lot. Pan Bóg nie jest głupi.
Gdy ma jakiś Nowy Plan, zawsze rekrutuje do niego najlepszych.
I tylko w ten sposób potrafię sobie wytłumaczyć - dlaczego.......... .
Pokój Twojej duszy Wojtku.

P>S>
Kurwaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!

czwartek, 13 listopada 2008

Byle gdzie, byle lecieć - jesiennie.


Żurawie z chojnickich bagien odleciały w siną dal i miejsca na niebie zrobiło się jakby więcej. Grzech więc nie skorzystać. Mgła na wysokości 400 m, pod nią szaro i mlecznie, nad nią inny, lepszy świat, cieplej, słoneczniej. No i latanie nad prawie-rodzinnym Nakłem w towarzystwie Tomka. Jedna z nielicznych okazji, być fotografowanym a nie odwrotnie. Ładnie czerwone to moje skrzydełko, ech !!!!! Polatałoby się jeszcze....

Pohałasowało się nad domami Mirka i Macieja, nad dywanem nadnoteckich łąk.
Na koniec parę kółek wokół osiedla i obowiązkowe spotkanie z duchem pilota Karola Kubita, nad jego domem.





Jesiennie, pięknie niezmiennie, byle gdzie, byle latać, byle znowu poczuć oddech mojego anioła stróża.

wtorek, 2 września 2008

Latanie w bezprzestrzeni



Żeby latać w sensie latać, trzeba wziąć rozbieg, dodać gazu i z nadzieją, że wyjdzie się z tego cało biec do przodu aż straci się grunt pod nogami.
To jest latanie fizyko-chemiczno-przestrzenne, wymagające siły, trzech wymiarów rozsądku, szaleństwa i nieskończonej potrzeby doznawania czegoś specjalnego.


I można latać w sensie nie latać. Wystarczy mieć kogoś z kim można patrzeć w niebo i liczyć pióra aniołom stróżom, lub śledzić ścieżki zagubionych dusz. Też traci się grunt pod nogami.
To jest latanie tylko jakby chemicznie bardziej i kosmicznie.
Wymagające wyobraźni, delikatności i nieskończonej potrzeby doznawania wszystkiego normalnego. To rodzaj latania najprzyjemniejszy.

sobota, 2 sierpnia 2008

Znowu Chłapowo - 25 lipiec 2008


Totalne zboczenie.
Przyjechałem na klif w środę w nocy. Przespałem się do 5 rano.
O 5.30 byłem już na starcie a ok. 6.00 w powietrzu. Nikogo oprócz mnie, całe morze moje, stada mew, śpiące namioty i rybacy powracający z połowu.
Pięknie, cicho,lekkowietrznie i lekkodusznie. Potem ok. 9.00 pojawił się w powietrzu jakiś kolega.
I tak w lewo, w prawo, w lewo, w prawo. Doleciałem do Jastrzębiej Góry, niestety nie udało się już wrócić i lądowałem na trawie pod Falezą.
Piękne letnie, spokojne, nadmorskie latanko.