Totalne zboczenie.
Przyjechałem na klif w środę w nocy. Przespałem się do 5 rano.
O 5.30 byłem już na starcie a ok. 6.00 w powietrzu. Nikogo oprócz mnie, całe morze moje, stada mew, śpiące namioty i rybacy powracający z połowu.
I tak w lewo, w prawo, w lewo, w prawo. Doleciałem do Jastrzębiej Góry, niestety nie udało się już wrócić i lądowałem na trawie pod Falezą.
Piękne letnie, spokojne, nadmorskie latanko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz