niedziela, 3 stycznia 2010

ŚNIEŻNO - WIETRZNY PARAWAITING



Miał być drugi dzień noworocznego latania.
Tym razem prognozy pchnęły mnie do Władysławowa.
Godzina 6 rano wyjazd. I już na stacji benzynowej otrzymałem pierwszy zły znak.
Zamówiłem śniadanko w składzie hot-dog i herbata, po czym Panna Stacyjna dobyła z grilla bułkę wlała do nie musztardę i z brylantowym uśmiechem czającym się pod kurtyną opadających na czoło loków powiedziała SMACZNEGO.
A wsad - zapytałem ???
O k...a - powiedziała Panna Stacyjna - fajny początek dnia.

Cóż powinienem odczytać wtedy tajną, zaszyfrowaną wiadomość od Anioła.
Brak czujności zrzucam jednak na karb zaspania i zespołu stresu przedstartowego.
Anioł wiedział już wtedy, że na naszym ulubionym klifie, dzisiaj nawet Diabeł nie rządzi, zepchnięty do lasu przez Morskie Mary.
A te jak już się w końcu dopchają do maszyny z wiatrem, to nawet mewy wyskubują sobie ze skrzydeł lotki, żeby przypadkowo nie polecieć, malują się na czarno, włażą w kopce po kretach i udają, że latanie to absolutnie ostatnia rzecz, do której Stwórca je wyznaczył. Zresztą - kiedy widzę, na klifie, śnieg padający z plaży do nieba chyba trochę je rozumiem.
Spędziwszy w tym oku cyklonu cały dzień, kiedy miałem już mokre nogi do kolan i wywiane wszystkie włosy z głowy, poszukałem ratunku w żurku w Kredensie.
Tamtejsze Aniołki zajęły się mną czule i wróciłem do życia.
I tyle z latania. Do nastepnego !!!!!!

1 komentarz:

Elektor pisze...

Witaj ;]
tak myślę ze poznalismy sie w Tleniu ale pewny nie jestem.Okolice Chojnic to piekny i niepowtarzalny region i to co wypisujesz rownież.Pozdrawiam Zdzisław z Pucka