czwartek, 21 stycznia 2010

Latanie i jedzenie. Remanent z Algodonales.


Jak powszechnie wiadomo, a może nie powszechnie, ale raczej znany jest fakt, że stany euforyczne w trakcie i po szybowaniu w powietrzu powstają na skutek używania przez pilotów trzeciego wymiaru.
Trzeciego wymiaru od poziomu morza wzwyż dla odróżnienia tych stworzeń, które też onego używają ale wgłąb. Te bowiem, bywają najczęściej po wydobyciu na poziom gruntu raczej zestresowane i przestraszone o czym łatwo można przekonać się dobywając z nory kreta lub dżdżownicę.
Objawem euforii latających jest podobno także fakt, iż intensywnie one śpiewają, ćwierkają i tiurlają co piszącemu te słowa zdarza się podczas każdego niemal lotu.
Bo widział kto albo słyszał tiurlającego kreta ???
No ale o jedzeniu miało być, więc....
Przygotowuje się do kolejnej latającej wyprawy ku pięknej Andaluzji i przeglądałem zdjęcia z listopada.
I nagle olśniło mnie przy zdjęciu ParaYasia w jednej z uroczych knajpek w Algodonales.
Przypomniało mi ono dość zabawną sytuację, kiedy nie mogąc w żadnym ze znanych nam języków dogadać się z kelnerką, zdaliśmy się (załamani całkowicie i nie mniej głodni) na jej wybór. Za jedyną gwarancję, że nie skończymy na miejscowym cmentarzu lub co najmniej w objęciach muszli klozetowej, miało świadczyć jej cmoknięcie palcami.
Zanim toto nadeszło, opróżniliśmy jako znani "alkoholiści winni" kilka butelek i gdy kurtyna poszła w górę oniemieliśmy.
Przed nami stały trzy trójwymiarowe dania, jedno w wersji "frutti di mare", dwa mniej zdrowe (wieprzowina) ale za to trójwymiarowe nie mniej.
I tak jak się wtedy zastanawialiśmy (z powodu kolejnych butelek perfidnie podsuwanych nam przez nieznanych sprawców myśli tych nie kończąc) do dzisiaj nie wiemy, czy podano nam toto z pełną świadomością naszego całkowitego oddania trzeciemu wymiarowi, czy przez przypadek.
W marcu spróbuję to wyjaśnić.

Brak komentarzy: