Z perspektywy Anioła lecisz i w sposób absolutnie nieskończony jesteś w raju.
W raju samouwielbienia. I nie ma czasu ze względu na okoliczności, mysleć, że komuś tam niżej gacie mokną ze strachu o Ciebie.
Że gdybybyś nie zdążył się odwinąć, to kto wyniesie śmieci albo zrobi Jej śniadanie ?
Albo gorzej, gdyby Ziemia okazała się twardsza od kręgosłupa ale nie na tyle by Cię wchłonąć na forever.
Albo czy zdąrzysz jej powiedzieć, że pranie, które akurat tego dnia zrobiłeś, tzreba wyjąć z pralki.
Albo, że tysiąc innych rzeczy od pokrojenia rano chleba po wieczorną herbatę ma robić sama.
Albo, że dzisiaj w łóżku po lewej stronie zasiądzie na zawsze Antarktyda z tysiącami pingwinów samotności i białych niedźwiedzi smutku.
Myślałeś kiedyś o tym ? Myślałeś samolubny pieprzony bohaterze ?
Czy lotniarz Angol, który na skałach Teby zostawił w mojej obecności połowę mózgu a którego uśmiech widziałem 15 sekund wcześniej pomyślał, że następnego 5oclock'a nie będzie już nigdy ?
I czy myślał co będzie czuła jego filiżanka i łyżeczka trzy dni później, gdy w szpitalu w Alicante ogłoszą jego wieczne niedoherbacienie.
Rzeczy zwykłe to nie przedmiot Twoich podniebnych wzruszeń.
Chmura, pod którą lecisz bez względu na jej charakter zawsze rozpływa się w atmosferycznym niebycie. Roztocza w Twoim dywanie, niedomyta filiżanka lub pingwiny i białe niedźwiedzie zostają same. Bez planu co dalej.
A Ty bohaterze lądujesz i tylko nie wiesz, że jako następnemu znowu udało się oszukać Komitet Kolejkowy.
Komitet Kolejkowy do NeverLandu.